Cannon Dancer

Właściciel zdjęcia: Mitchell Corporation

Recenzja Cannon Dancer - Osman na Nintendo Switch

Rok 1996 - salony z grami arcade mogły pochwalić się nowym znaleziskiem. W Japonii mówią o nim Cannon Dancer, w krajach anglojęzycznych przyjęto Osman. Sami twórcy określają swoje dzieło, jako nieoficjalną kontynuację znacznie popularniejszego Stridera. Gatunek “idź w prawo i bij wszystko, co stanie Ci na drodze”.

Wtedy już byłem dzieciakiem w miarę obeznanym, ale zabraknie tu ckliwej historii, w której wspominam skakanie i kopanie tutejszym bohaterem Kirinem. W zasadzie to skłamałbym mówiąc, że w ogóle o tej grze słyszałem. Popularnością w Polsce raczej nie grzeszył. Podjął więc rękawice ponownie, tym razem dając się poznać na Nintendo Switch i pozostałych konsolach. Gra zadebiutuje 13 kwietnia 2023 roku.


Żadna córka burmistrza nie została porwana


Nie wymagam wiele od fabuły w tym gatunku. Wiem, że to ratowanie świata, albo prosta historia zemsty. Cannon Dancer nie próbuje wymyślić koła na nowo. Stawia na pierwszy z przykładów i zagrażającej światu czarownicy Abdullah the Slaver. Tyle że koło które stworzyli się nie kręci. Łapie gumę zaraz po wyjeździe z wulkanizacji.

Wszystko jest przedstawione w sposób bardzo chaotyczny. Wstawki tekstowe czasem nas zaskakują w trakcie gameplayu. Pisane na kolanie, bez próby więzi z widzem. Wiesz, że jakaś wielka stawka się rozgrywa, Ty musisz uratować, ale nie do końca masz pojęcie, jak się w ogóle nazywasz. Serio, przeczytałem, że to Kirin długo po skończeniu gry. Dałbym sobie wmówić, że to Osman. Może wszystko to gdzieś było, ale jakieś sklecone naprędce.
smok
Bossowie mają z Tobą jakiś problem. Czemu? Nie wiem, bij. Przybliżyłem sobie wątek, czytając o nim w sieci i skojarzył mi się z niedawno recenzowanym hołdem dla takich gier Vengeful Guardian: Moonrider (do przeczytania tutaj) Wtedy dało się go wyłapać grając, tu musiałem się doszkalać. Jesteś Kirin, super agent ze składu “Teki”, świetnie wyszkolony w sztukach walki. Tyle musi wam wystarczyć.

Lubię wracać do takich łupanek z tamtych lat. Przeważnie cechuje je fajna dynamika i nie inaczej jest tutaj. Kirin porusza się szybko, a na ekranie dzieje dużo. Czasami nawet za dużo. Jednym z głównych założeń gry, jest zostawianie przez bohatera swoich poświat, które kopią razem z nim. Niekiedy zdarzy mu się zostawić ich kilka, co tylko potęguje zamieszanie na ekranie. Nie miałem czasu dłużej narzekać, bo zaraz gra mnie pchała do przodu.

Sporo tu elementów platformowych i… wspinaczki. Praktycznie każdy level serwuje nam tego typu momenty. Albo jesteśmy zmuszeni do okrążania po ściankach bossa, albo po prostu wskakujemy coraz wyżej, łapiąc się wszystkich krawędzi. Na tamte czasy, to na pewno robiło wrażenie. Czuć w tym zwinność naszego bohatera. Nie jest tym klocem bijącym prostymi z piąchy i bliżej mu do Bruce’a Lee. Ale to na tyle z komplementów w jego kierunku.
wiszenie
Uwielbiam beat’em upy (a mimo różnic takie side-scrollery też wrzucam do tego wora), ale przestałem się dziwić, czemu o Osmanie wcześniej nie słyszałem. Tła są w porządku, różnorodność kolejnych misji też ok, ale bossowie bez wyrazu, a sama walka poza dynamiką nie zachwyca. Nie czułem tych kopnięć. Nie było uśmiechu po powaleniu kolejnych przeciwników. To takie uczucie, kiedy machałem nogą w powietrzu, a coś tam znikało z moich oczu. Ktoś powie, że minęło prawie 30-lat, ale gry z tamtego okresu potrafiły mieć to coś.


Córka nie, ale żetony z waszych kieszeni już tak


Arcade’y zawsze były tworzone tak, żeby Cię okraść. Miały mocno podkręcony stopień trudności, żebyś był bity i musiał prosić o kontynuację. Inaczej nijak gry nie skończysz. Nowa wersja przynosi możliwość cofania, save’owania i innych oszustw, których kiedyś nie mogli wykorzystać. Powiedziałem sobie, że sporadycznie coś tam cofnę i zobaczymy, jak będzie.
kop
Przy tym ile się dzieje na ekranie, cofanie na niewiele się zdało. Wrzucanie wirtualnych żetonów okazało się przyjemniejszym rozwiązaniem - a wrzucałem ich dużo. Czasami słabo czytelne są hit-boxy, więc za śmierć niekoniecznie obwiniałem siebie. Nawet się uśmiechnąłem, jak jeden z końcowych etapów cofa Cię zawsze do początku, mimo skorzystania z kontynuacji. Ależ to musiała być frustracja! Trudny moment, Ty sakwa wypchana srebrnymi monetami, ale kontynuacja tej wspinaczki i walka z dwoma mini-bossami, to nie dla Ciebie Areczku. Ty wracasz na dół i próbujesz od początku. Złośliwość twórców nie zna granic.


Kradzież trwa w najlepsze?


Niezmiennie jest to dla mnie przeciętny side-scroller, który może akrobacjami postaci zachwycał, ale magii w nim niewiele. I to nie tak, że OSTAŁO się jej niewiele. Mam wrażenie, że jej tam nigdy nie było. Pomimo bardzo krótkiego czasu potrzebnego na ukończenie (przypomianam o arcade’owych korzeniach), nuda wkradła się szybko.

Spamowałem specjalne ataki, żeby szybciej wykończyć bossów, a zebranie i właściwe wykorzystanie trzech pokonywało każdego. 30 minut i po krzyku. Gdyby to była część jakiejś kompilacji, to może przyjąłbym ją cieplej. Może pozostałe elementy składowe by mnie skutecznie udobruchały. Problem w tym, że Cannon Dancer - Osman jest wydawany w pojedynkę, a jego premierowa cena to… 119 zł!

Po zobaczeniu “Thank You for Playing” - super, dzięki za nic - przecierałem oczy ze zdumienia. Rozumiem, że jakiś rekordzista tyle wydał na automacie, żeby pokonać Abdullah the Slaver, ale nie równajmy się z nim. To wciąż krótka przygoda, za stanowczo za dużą cenę. Nawet jak dla kogoś to powrót do miłej przeszłości.

Dziękujemy za klucz do recenzji firmie PR Hound


Plusy:

Thumb Up

Dynamika i akrobacje bronią się po upływie lat

Thumb Up

Pomysłowość w poruszaniu się postaci i projekt poziomów


Minusy:

Thumb Down

Wszechobecny chaos przez zostawiane poświaty i nieczytelne hit-boxy

Thumb Down

Kiepsko zarysowany wątek główny - niby nie powinienem wymagać, ale wciąż boli, jak miałkie to było

Thumb Down

Bossowie zwykli być oczkiem w głowie takich gier

Thumb Down

Absurdalnie wysoka cena

4.5 / 10

Nasza ocena

Awatar

Niko Włodek



Komentarze (0)

Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz