Recenzja Baten Kaitos I & II HD Remaster na Nintendo Switch
Jestem prostym graczem - widzę walkę za pomocą kart, to biorę. Działa na mnie odprężająco. Rzadko jednak widzę ją w takiej formie i jako sposób wyrazu ataków w tym gatunku. Baten Kaitos na Switcha to dwie części klasycznych RPG, za które odpowiedzialne jest studio Monolith Soft - dziś znane z Xenobladesów. Oryginalnie obie części trafiły na GameCube’a (rok 2004 i 2006), który jest jedynym okresem w gamingowym życiu Nintendo, który mi umknął. Starsze znam bardzo dobrze, młodsze jeszcze lepiej, a ten wycinek historii pamiętam tylko przez mgłę. I przez tę gęstą niepamięć nie dało się wyłowić nic o Baten Kaitos, więc tym milej było go gościć na Nintendo Switch od 15 września 2023. Dla mnie czysta karta.
Skrzydła nadziei
Wiele lat temu zły Bóg Malpercio nawiedził naszą planetę, wysysając całą wodę z oceanów. O ile dzielnym herosom udało się go pokonać, Ziemia pozostała miejscem nienadającym się do życia. Ludzie musieli przenieść się wyżej, zyskując skrzydła i naturalne zdolności do latania w ograniczonym wymiarze czasowym. Jednym z największych dóbr jakie powstały w wyniku tej katastrofy były karty Magnus, które miały możliwość magazynowania w sobie odpowiednich energii. Pierwsza gra z zestawu Eternal Wings and the Lost Ocean śledzi losy Kalasa, który planuje zemstę za śmierć brata i dziadka. O ile będziemy nim sterować podczas rozgrywki, tak gra ma inne plany na naszą obecność. Jako gracz mamy poczuć się częścią świata, przyjmując formę anioła stróża dla protagonisty. Będzie on z nami rozmawiał, będzie się radził, ale de facto nie mamy wpływu na jego działania, a co za tym idzie decyzyjności w samej historii. Te kroczą z góry wytyczoną ścieżką. Zabieg w praktyce może niewiele zmieni, ale w teorii jest ciekawy i daje poczucie założone przez twórców.
Dwójka o podtytule Origins jest prequelem wydarzeń z oryginału, dziejącą się 20 lat wcześniej. Z nowym protagonistą, ale znanymi założeniami, gdzie stajemy w roli obronnej duszy podpowiadającej Sagiemu. Jest on członkiem elitarnej jednostki, której misja zakłada zabicie Imperatora.
W obu grach sprawy szybko wymykają się spod kontroli, a nasi bohaterowie zostają wciągnięci w wir wydarzeń. Ten pełen jest nowych towarzyszy i często budzących wątpliwość działań. Wątek będzie wymagał od nas pokochania tego świata i szybkiego zrozumienie go (fabuła robi co może by nie wyjść na banalną). Taki Kalas niekoniecznie okaże się klasycznym herosem znanym z tego gatunku. Bez spoilerów! Na pewno intrygującym czynnikiem są Magnusy. Szczególnie te puste, które będące w naszym posiadaniu możemy wypełnić odszukaną w świecie energią. Łatwo sobie wyobrazić, że daje to tonę możliwości (podobno ponad 1000). Te innowacje spotkamy tu na każdym kroku, gdzie dla przykładu nasze fundusze będą pozyskiwane za pomocą zdjęć, które zrobimy podczas walki.
Deckbuilder, jakiego nie znacie
Kluczową kwestią w Baten Kaitos, która mocno ją wyróżnia i oferuje coś niespotykanego, jest walka. W zasadzie to od niej będzie zależeć wasz odbiór gry. Nie ma tu półśrodków. Jak Ci się spodoba - czeka Cię super przygoda. Jeśli nie - to tej przygody po prostu nie poznasz. Zdarzają się RPGi, w których coś może nam nie pasować, ale system jest na tyle znany i klarowny, że zaciskamy zęby i cieszymy się z okazałej reszty. Tu mam wrażenie, będzie o to ciężko.
Do dyspozycji dostajemy talię kart. Każda skrywa w sobie wspomnianą energię. Zazwyczaj są to oczywiste obrazki, jak miecz, czy banan, które mają też naturalne dla siebie zastosowanie - atak, leczenie. Każdy pojedynek dzieli się na fazy ofensywne i defensywne. Naszym zadaniem jest wykorzystanie wylosowanego zasobu w odpowiednim momencie. Wybieramy karty ataku, najlepiej ustawiając je w formie jakiegoś combosa, a w obronie niwelujemy telegrafowane ataki przeciwnika. Na wszystko jest mało czasu, więc często liczy się nasz refleks i szybkie składanie zestawów w całość. Daje nam to paradoksalną mieszankę, która jest dynamiczna (mamy mało czasu na działanie) i jednocześnie ciągnie się niemiłosiernie za sprawą podsumowań każdej rundy (da się je wyłączyć), czy podziału na atak każdego kompana w pierwszej z dwóch odsłon. Niby szybko, a jednak wolno. Jeśli nie rozumiecie tego, co napisałem wyżej, to wiedzcie, że nawet nie chciałem się wdrażać w numerki przypisane do każdej karty i profity idące z ustawiania ich w odpowiedniej kolejności. Niestety, o ile walka w Baten jest wyjątkowa, tak robi niewiele by nam się ładnie przedstawić. Trudno tu mówić o jakimś samouczku. Czułem raczej, że wrzucono mnie na głęboką wodę, a jedyny sposób na wypłynięcie, to wczytywanie się w instrukcję - czasami wyjaśni nam coś przypadkowy NPC. Nie ma takiego naturalnego wejścia i stopniowego rozwoju. Nikt nie będzie czekał, jak raczkujesz. I o ile przywitałbym takie zachowanie z chęcią przy klasycznych systemach, tak tutaj chciałem sobie poraczkować. Nie poświęcisz czasu - nie będziesz spijał soków ze zwycięstw. Poza walką też można momentami poczuć się zagubionym, ale to nie minus, to po prostu (d?)efekt tamtych czasów.
A nawet jeśli okiełznasz całość, to nie ma gwarancji, że Ci się to spodoba. I przyznam, że mam bardzo mieszane odczucia. O ile wydaje się spełniać wszystkie oczekiwania (lubię karty, lubię RPG), tak ta forma do mnie nie przemawia. Rzucanie kart bloku przy ataku rywala, nasze ofensywne kombinacje - to wszystko jest bardzo specyficzne. Nie odmówię temu głębi, a już na pewno nie odmówię wyjątkowości, ale zaznaczam, że dostaniecie poważnie w łeb i albo się ockniecie grać dalej, albo przeleżycie, czekając na coś dla was przystępniejszego. Będzie ociężale, będzie nijako, a większość czasu spędzicie na ustawianiu decka. Zwyczajnie tego nie czuję. Dwójka odrobinę poprawia problem tempa, ale nie na tyle, żebym deklarował miłość. Sorry Monolith, ale tak jak nie lubię waszego systemu w Xenoblades, tak stwierdziłem teraz, że nasz problem sięga znacznie głębiej.
Udogodnienia warte uwagi
Całe nowoczesne opakowanie tych klasyków zasługuje na uznanie… Prawie, bo jest jeden doskwierający mankament. Cutscenki są fajne, grafika też nieco zyskała (choć widać ząb czasu), a na graczy czeka sporo pomocnych udogodnień. Walki dla przykładu można wyłączyć, co może się przydać, gdy niekoniecznie jesteśmy pewni naszych następnych kroków lub staramy się robić jakiś backtracking. Niby nie ma tu losowych starć, ale wrogowie odradzają się, gdy tylko wyjdziemy poza ich przestrzeń. Zakładam, że na GameCube robili slalom gigant między nimi, a tu wystarczy jedno kliknięcie. To samo menu pomoże nam przyspieszyć tempo poruszania się, szybkość walki (niewiele mi to zmieniło), czy pomoże nam ogarnąć je na hita (jeśli to ma w ogóle sens dla kogoś).
W tej materii spisali się świetnie, tylko mały pstryczek w nos za brak angielskiego dubbingu. To nie moment na spór, czy trzeba grać z japońskim, czy wypada po fińsku, a o to, że w oryginale takie głosy były (podobno wyjątkowo złe w jedynce), a tu się ich pozbyto. Rzucono powód takiej decyzji, ale niesmak pozostał. Osobiście bym się na nie zdecydował.
Baten nie dla wszystkich
Zauważyłem ostatnio nagonkę graczy GameCube’owych na to, żeby każdy sprawdził Baten Kaitos. Oryginalnie gra nie sprzedała się zbyt dobrze, choć obrosła najwyraźniej małym kultem z czasem. Ja będę łaskawszy i na pewno nikogo nie będę do tego zmuszał. Uważam, że wiele mechanik się tu zestarzało źle i trudno mi to nazwać grą ponadczasową. To nie Chrono Trigger, który bym instalował na dyskach każdego, a bardziej Chrono Cross, cieszący się uznaniem, ale z na tyle specyficzną walką, że można bardzo szybko się odbić
Dziękujemy firmie CENEGA za dostarczenie gry do recenzji.
Plusy:
Sposób przedstawienia fabuły i postawienie gracza w roli ducha
Bardzo pomocne udogodnienia w wersji HD
Dwie części składają się na bardzo wiele godzin gry
Niezwykle innowacyjna gra, która zaskakuje w większości swoich mechanik…
Minusy:
…i nie wszystkie Ci się muszą podobać, a to od nich będzie zależał odbiór
Walka pozostawia trochę do życzenia i szczerze mi nie leży
Pozbycie się angielskiego voice-actingu z oryginalnej wersji