Jak bardzo bylibyście zagubieni, gdybyście obudzili się w mniej lub bardziej odległej przyszłości? Na dodatek jesteście jedynym robotem, który nie zwariował? No jest jeszcze Czip. Nasz przewodnik. Na statku klasy tytan o nazwie Arc (Łuk) zostaje wykryty meta wirus. SI kontrolujące stacją oszalało. Zgromadziło mieszkańców i wysłało do… utylizacji. Inaczej mówiąc, na stacji dochodzi do katastrofy. Wszystkie roboty szaleją. Zostaje uruchomiony protokół ArcRunner.
Budzimy się jako robot. Widzimy nawet sekwencję naszego składania do kupy. Komputer o nazwie Czip wita nas radośnie. W dość zabawny sposób informuje o całej zaistniałej sytuacji. Na podstawie danych, to MY mamy największą szansę na posprzątanie tego wszystkiego. Musimy tylko dostać się do rdzenia stacji i ją zresetować z użyciem kwantowego dysku zapasowego. Proste, prawda? A wspomniałem, że każda robotyczna istota na stacji chce nas zabić?
I w ten oto sposób prezentuje się recenzja gry ArcRunner na Nintendo Switcha od Trickjump Games. Premiera miała miejsce 18 kwietnia 2024.
Mechanika gry
ArcRunner to dynamiczna strzelanka w świecie przyszłości. Możemy grać solo lub do 3 osób w trybie online.
Do naszej dyspozycji zostają oddane 3 klasy. Żołnierz, ninja i haker. Tego ostatniego odblokowujemy z czasem. Każda z nich ma swoją broń do ataku krótkodystansowego oraz umiejętność specjalną. Ninja może nałożyć kamuflaż, a żołnierz użyć tarczy chroniącej go przed pociskami.
Szalone i agresywne roboty likwidujemy z wykorzystaniem broni palnej, którą możemy zmieniać. Do dyspozycji dostajemy broń krótką, strzelby czy karabiny maszynowe. Kolejne (np. strzelby) mogą się różnić pomiędzy sobą zadawanymi obrażeniami, zasięgiem czy magazynkiem oraz modami (kolimator, naboje wybuchowe albo kwasowe, itp.). Drugi element naszego arsenału to broń biała atakująca obszarowo, dookoła nas. Świetnie się sprawdza gdy braknie nam amunicji, a przeciwnik jest tuż przy nas. Dodatkowo możemy mieć jeden gadżet pokroju granatu, drona ochronnego czy strzelającej wieżyczki. Mają one swój czas ładowania, więc musimy używać ich z rozwagą. Plansze są niedużych rozmiarów i składają się zazwyczaj z 3-4 ulic. Do budynków niestety nie wchodzimy. Zawsze znajdzie się jednak jakiś filar, za którym się schowamy czy auto, które możemy wysadzić.
Co jakiś czas trafimy na małą arenę z wyzwaniem w stylu: wytrzymaj 30 sekund bez obrażeń albo zabij 8 wrogów, będąc w powietrzu. Jeśli to nam się uda, otrzymamy jedną z trzech nagród do wyboru. Aby się ich podjąć, wystarczy się do nich zbliżyć.
Po przejściu kilku plansz dochodzimy do końca poziomu. Tutaj możemy rozwinąć naszego bohatera o jedno z czterech usprawnień. Przykładowo może to być „inteligentna tarcza”, która zmniejsza czas trwania ogłuszenia. Każdą z nich możemy ulepszać 5 razy.
W tym momencie dostajemy też nanity. Są to skill pointy, które wykorzystujemy do stałego rozwoju pomiędzy kolejnymi podejściami do gry/runami. W każdej chwili możemy zresetować rozdane nanity i podejść do ich rozdania zupełnie inaczej. W trakcie zabawy trafiamy na strzelców, snajperów, latające drony rażące prądem czy bufferów zapewniających tarcze kolegom. Co kilka poziomów trafimy na arenę z elitarnymi strażnikami. Wtedy zabawa rozkręca się na całego.
Jeśli zginiemy następuje reatomizacja. Czyli nasze splątane kwantowo wspomnienia zostaną przesłane do nowego ciała i zaczynamy zabawę od nowa.
Audio i Grafika
Graficznie dostajemy lekko kanciasty, a zarazem mocno futurystyczny, cyberpunkowy świat z robotami w roli głównej. Na start wita nas bardzo ładne intro wyjaśniające fabułę. Wszystko wygląda przyjemnie dla oka, choć momentami ciężko odnaleźć przeciwników w gęstwinie neonów i budynków.
Rozgrywka i podsumowanie
Na pochwałę zasługuje udźwiękownie ArcRunner. Jest to jedna z niewielu gier, gdzie muzyka zdecydowanie mi się podobała i sprawiała, że mocniej ściskałem kontroler. I to pomimo tego, że jest powtarzalna. Swietnie wpasowuje się w całość.
Ogólnie cały cyberpunkowy klimat jest tutaj bardzo dużym plusem. W teorii wszystko jest kanciaste i niewyraźne, ale twórcom udało się stworzyć świetną otoczkę. Dla mnie był to jeden z najmocniejszych plusów tej produkcji. Jeśli chodzi o minusy, to jak dla mnie gra zaoferowała trochę mało klas. Na start dwie, w całości trzy. Miałem poczucie, że jest ubogo. Zwłaszcza że różnią się między sobą w sumie tylko bronią białą i umiejętnością.
Drobną irytację wywołał we mnie fakt, że pomimo dostępnych różnych języków w formie napisów w grze, intro nie jest tłumaczone i zawsze ma angielskie wstawki. Było to dla mnie niezrozumiałe. Dodatkowo przy dłuższych opisach broni czy gadżetów, część z nich wychodziła poza ekran.
Kolejny problem to niedziałająca „superzdolność”. Zamiast tego, odpowiedni przycisk zmieniał ustawienia kamery. Początkowo myślałem, że przyciski są źle przypisane, ale nie miałem możliwości zmiany...
Gorsza rzecz pojawiła się podczas walki, gdy zbliżymy się do jakiejś broni, wyskakiwały mi jej statystyki (oraz obecnie używanej), co z pełnym sukcesem zasłaniało mi widok i utrudniało eliminację zainfekowanych robotów. Częste niedopatrzenie w tego typu grach, a irytuje zawsze tak samo.
Drobny problem miałem też z wybraną przez twórców czcionką. Niektóre napisy były neonowo-czerwone i tym samym bardzo nieczytelne. Grając z podłączonym Switchem do TV, często musiałem domyślać się z kontekstu całego zdania. Gra posiada również tryb sieciowy, jednak testowałem grę przed jej oficjalną premierą, więc nie trafiłem na żaden serwer z innymi graczami.
Ale niech was nie zwiodą wskazane wady. Jeśli tylko pojawi się odpowiedni patch, to ArcRunner będzie grą wartą wydania 80 złotych. Nie najgorsza mechanika, dobry klimat, świetna muzyka i rewelacyjne tempo, to coś, co kupi większość graczy. Gdyby nie wskazane trudności, na które natrafiłem, skłaniałbym się przy ocenie 8,0, a może nawet 8,5.
Dziękujemy firmie PQube za dostarczenie gry do recenzji.