Adore

Właściciel zdjęcia: Cadabra Games

Recenzja Adore na Nintendo Switch

Iloma już częściami Pokemonów może się pochwalić Nintendo? Ja to bez bicia się przyznam, że nie wiem, bo nie grałem w ani jedną. Próbowałem się za nie zabrać, ale mają coś w sobie, czego nie kupuję. Tylko co? Bo ostatnia produkcja na przenośną konsolę autorstwa Crema, czyli „Temtem” wciągnęła mnie na grube godziny. Tak więc omijając szerokim łukiem słynną markę, natknąłem się na „Adore”, czyli znów coś przypominające wspomniane „poksy”. 


Strzeżonego Pan Bóg strzeże


Przygoda ma miejsce w Gaterdrik, czyli świecie fantasy, w którym zapanował chaos po śmierci Boga Draknara. Pozostała po nim esencja zostaje wykradziona przez Ixera i zamieniona w klątwę, negatywnie wpływającą na stworzenia zamieszkujące ziemie. Ostatnią szansą jest Lukha – mały chłopiec, którego celem jest podróż w głąb krainy i wskrzeszenie upadłego. Fabularnie mocno się zapowiada, jak z resztą?
intro

Catch me if you can!


Podstawą w Adore jest łapanie stworów. Do wyboru, a raczej do schwytania jest 39 rodzajów stworzeń. Różnią się one oczywiście wyglądem, statystykami, umiejętnościami i żywiołami. Aby mieć kontrolę nad wybranym przez nas przeciwnikiem, nie wystarczy kliknąć. Po pierwsze trzeba wejść w posiadanie esencji, które znajdziemy w świecie. Do przejęcia najbardziej podstawowego przeciwnika potrzebna będzie nam jedna, ale do tych najtrudniejszych aż trzy! Po wciśnięciu „L” przy potworze pojawi się stożek, który w zależności od trudności oponenta jest większy lub mniejszy.
capture tutorial
Naszym zadaniem jest utrzymywanie się w stożku tak, aby cały zmienił swój kolor z czerwonego na zielony. Początkowo nie ma z tym problemu, ale w późniejszym etapie gry trudność przejęcia kontroli wzrasta. Pola są zdecydowanie mniejsze, a stwory szybkie i ruchliwe co również przeszkadza w złapaniu. Niemniej pomysł jest świetny. 

Wspomniałem, że spotkamy 39 różnych stworzeń, ale gra pozwoli nam na użycie tylko czterech jednocześnie. Każdy z nich zostanie przypisany przez nas do wybranego klawisza (A, B, X, Y). Po przywołaniu sojusznik wykona swój atak, po czym wraca do postaci głównej. Wywoływanie ich może być w przypadkowej kolejności, ale nie musi. W menu wybierzemy dla każdego synergię z danym żywiołem.
syngergy
U mnie na przykład sprawdziło się rzucanie żywiołu ognistego, a następnie naturalnego, dzięki czemu ten drugi prócz atakowania, leczył pobliskich sojuszników. Im trudniejszych wrogów napotkamy, tym zastosowanie synergii gra ważniejszą rolę. Wyciśnięcie z nich maksimum to klucz do zwycięstwa.

Zapomniałbym o jeszcze jednym, równie ważnym… poziomy. Za zwycięskie batalie „poksy” otrzymują doświadczenie. Za każdy zdobyty poziom otrzymamy punkt do wydania na umiejętność. W menu stworków ukażą się dwa skille, spośród których trzeba niestety wybrać. Overpowered nie są i na pewno mocno nie wpływają na rozgrywkę.


Pieniądze to (nie) wszystko


Aby urozmaicić rozgrywkę autorzy dodali walutę, którą wydamy na różnego rodzaju ulepszenia, lub w kuchni. Tak, w kuchni. Podczas wyprawy można zebrać różne składniki (np. owoce lub mięso), z których ugotujemy potrawy, wspomagające Lukhę lub jego towarzyszy.
shop
U dziadka o imieniu Baldin kupimy przedmioty, które w znacznym stopniu wzmocnią chłopca i stwory. Lukha dysponuje jeszcze unikiem. Jest to jego główna zdolność, pozwalająca długo utrzymać się przy życiu i to właśnie w sklepie kupimy przedmioty ulepszające rolla.  Śmiem twierdzić, że FromSoftware maczało tu palce, bo po śmierci chłopaka stracimy całą zdobytą walutę, więc niewydawanie jej na bieżąco jest ryzykowne! 

Świat


Portal na środku wioski pozwala wyruszyć na wyprawę. Mapa oferuje kilka biomów, początkowo oczywiście jeden podstawowy, a z późniejszym etapem gry odblokują się kolejne. Odwiedzimy lasy, góry czy pustynię, ale sam ich design nie zwalił mnie z nóg. Mapy po chwili gry wydają się nudne i monotonne. Zmieniając biom, głównie zauważymy inny kolor środowiska, reszta niestety bez większych zmian. 

Odwiedzając nowe tereny, zmienia się również muzyka w tle. Jest ona energiczna... zbyt energiczna. Po krótkim czasie gry byłem zmuszony ja przyciszyć, ale to nie było to. Wyłączyłem ją kompletnie. Soundtrack pasuje tu, jak pięść do nosa. Nie widziałem żadnych powodów, by do niego wrócić. Śmiem twierdzić, że jest to najsłabszy element gry, któremu mówię zdecydowane NIE.

Po obejrzeniu zwiastuna oczekiwałem od Adore wiele... i chyba zbyt wiele. Fabularnie nie mogę się przyczepić, bo historia jest ciekawa. Najmocniejszym elementem jest łapanie potworów, których szeroki wybór zachęca do łapania kolejnych. Jest ono przystępne dla każdego dzięki swojej prostocie, bywając jednocześnie wymagającym przy trudniejszych przeciwnikach. Pochwalę też synergię między stworami i możliwość ich ulepszania.
walka
Sama walka na dłuższą metę zaczyna nudzić. Mimo coraz bardziej wymagających oponentów niewiele się zmienia. To samo mogę powiedzieć i mapie. Biomy różnią się między sobą tak naprawdę tylko kolorem otaczającego środowiska. Towarzyszącą muzyka nie zachęciła mnie, a nawet odstraszyła. Miałem wielkie nadzieje związane z tym tytułem, a raczej pójdzie w niepamięć.

Dziękujemy firmie  QUByte za dostarczenie gry do recenzji.


Plusy:

Thumb Up

Fabuła

Thumb Up

Duży wybór potworów

Thumb Up

Ulepszenia kompanów

Thumb Up

Synergie


Minusy:

Thumb Down

Muzyka

Thumb Down

Nudny świat

Thumb Down

Monotonia

7 / 10

Nasza ocena

Awatar

Krzysztof Cichy



Komentarze (0)

Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz