Recenzja Accolade Sports Collection na Nintendo Switch
Jeśli jesteś dostatecznie stary, żeby znać MS-DOS, to pewnie pamiętasz, jak agresywnie naparzałeś w spację, żeby szybciej biec w jakiejś grze sportowej. Istnieje spore prawdopodobieństwo, że była to jakaś Olimpiada. A w tej kategorii król pochodził z rodu Accolade i nazywał się Summer lub Winter Challenge. Dziś za sprawą Brazylijskiego QUByte Interactive, mamy możliwość powrotu do tych czasów. W stanie surowym, nienaruszonym, tylko z kontrolerem w ręku zamiast klawiatury.
Dla wielu Accolade Sports Collection to będzie nostalgiczny powrót do lat młodości. Dla innych produkt bezwartościowy, pokraczny i wtórny. To, w którym gronie się plasujesz, jesteś w stanie wywnioskować po krótkim wstępie i w dużej mierze będzie to wyznacznikiem Twojego odbioru.W skład Accolade Sports Collection wchodzi 5 gier. Oprócz kultowych igrzysk olimpijskich (zimowych i letnich), dostaniemy tu uliczną koszykówkę Hoops Shut Up and Jam oraz dwie części baseballowego Hardball. Pozwólcie, że z racji znikomego zainteresowania sportem, pominę to ostatnie duo kolekcji. Jeśli dla kogoś stanowi to pomost do przeszłości, to będzie dodatkowym argumentem za taką kolekcją. Dla mnie to po prostu Baseball, którego zasady znam, ale miłości do sportu nie mam żadnej.
W Polsce zakładam, że większość podzieli moją niechęć, a i tak tą najbardziej rozpowszechnioną grą były dwie wspomniane olimpiady. Grą, bo obie bazują na tym samym silniku i modelu rozgrywki. Są praktycznie swoimi klonami, ale w tamtych czasach człowiekowi to nijak nie przeszkadzało. My wręcz jaraliśmy się nowymi konkurencjami, które pozwalały przeżyć zmagania sportowe przed komputerem. Co ważniejsze, tytuł wręcz prosił się o rozgrywkę w lokalnej rywalizacji (do 8 osób), a klawiatura była przekazywana z rąk do rąk, kiedy spacja “płakała”. To oczywiście sprawiało, że wyścig nie jest tu faktycznym biegiem wszystkich na ekranie, a singlową przebieżką o najlepszy czas.Summer i Winter mają zestaw konkurencji, które składają się na zmagania w całych igrzyskach, gdzie jedyną funkcją jest zliczanie naszych indywidualnych dokonań. Ceremonia otwarcia, zamknięcia i do domu. W teorii zabawa na chwilę, ale w latach 90’... praktycznie nieskończona radość. Dziś jednak musimy do tego podejść bez różowych okularów wspomnień i określić stan faktyczny - jest to festiwal mashowania w przycisk. Jeśli ktoś z Was jest w tym wyraźnie lepszy, to większość konkurencji będzie należeć do niego. Jedyną nadzieją pozostanie spektakularna wywrotka kończąca jego próbę, o którą w niektórych zawodach bardzo łatwo. Wszystko za sprawą archaizmów i pikseli, których trzeba się nauczyć. Trzeba wiedzieć, który pasek na bieżni sugeruje nam wciśnięcie innego przycisku i wykonanie jakiegoś skoku.
Jeśli mogę mieć jakiś żal do nowych wydawców Accolade, to jest nią brak sprecyzowanego sterowania - choćby w formie tekstowej/obrazkowej. Oczywiście każdą konkurencję możesz przetrenować przed startem, więc nawet nie wymagam tutoriala, ale i tam wciąż będziesz jechał na domysłach, co Ty w zasadzie masz mashować. Opcje wskazują na 3 przyciski akcji, a Ty sobie radź, który jest odpowiedzialny za faktyczne działanie w danej konkurencji. Rozumiem próbę oddania w ręce ludzi tamtych doznań, ale takie krótkie nakreślenie nic by nie zaburzyło. Idąc na żywioł, będziesz się do końca zastanawiał, czy Ty w ogóle mashujesz to, co trzeba…Jak już zakończysz Olimpiadę i zobaczysz, jak komputer na poziomie Amator Cię zlał, to możesz wejść na boisko koszykarskie. Hoops mocno kojarzy mi się z NBA Hang Time i w ogóle bym się nie zdziwił, gdyby twórcy zmienili tylko uniformy po latach lub… skopiowali bezczelnie pomysł od poprzednika. Tam jednak ubarwili wszystko licencją, a tu trzeba sobie radzić z ziomalami, których… na boisku ciężko rozróżnić. Z czasem gra zyskała wsparcie Charlesa Barkleya, ale tu mamy oczywiście wersję podstawową. Gołą i wesołą lub jak kto woli pokraczną i nudną.
Hoops cechuje się luźnym podejściem do symulacji tamtejszych zmagań. Wsady są zawsze efektowne (nie tak jak w Hang Time, gdzie latali w kosmos), a przechwyty niewidoczne i umowne. Tutaj paradoksalnie, z racji większego wachlarza możliwości, nieco bardziej trąci to wszystko archaizmami niż u Olimpijskiego poprzednika. Mecze potrafią się dłużyć, a turniej nie zachęca do wejścia w te koszykarskie buty - wiele więcej opcji nie stwierdzono.Ogółem wielu opcji bym się tu nie spodziewał. To po prostu stare gry. Pamiętasz je - wrócisz z uśmiechem. Nie znasz - nie dasz rady przełknąć tego wszystkiego. Dziś, kiedy gier na rynku cały wysyp, to i moje Olimpijskie zapędy były mocno ograniczone czasowo. Szczerze, patrząc na nieustanne mashowanie będące odpowiedzią na wszystko, to powodów na bicie swoich rekordów miałem z każdą chwilą coraz mniej. Cena na poziomie 80zł wciąż jest lekko przesadzona. I to z całą sympatią do DOSowego walenia w spację.
Dziękujemy za klucz do recenzji firmie QUByte Interactive
Plusy:
Nostalgiczny powrót absolutnych klasyków - choć w Polsce to zapewne dotyczy tylko 2 gier z 5
Choć archaiczne, to te Igrzyska wciąż potrafią bawić w lokalnej rywalizacji…
Minusy:
…ale to Olimpijskie mashowanie ma bardzo krótką kołdrę w dzisiejszych czasach
Brak najprostszego sprecyzowania sterowania na kontrolerze