maxresdefault

Właściciel zdjęcia: Ogre Pixel

Recenzja A Tiny Sticker Tale na Nintendo Switch

Jesteśmy w momencie, kiedy dni kończą się bardzo szybko, wiatr wieje nam zgrozą za kołnierz i człowiek chętniej przysiądzie pod kocyk, szukając odprężenia po ciężkim dniu. Gry z gatunku cozy rewelacyjnie sprawdzają się właśnie na tego typu sesje, a 4 października na Switcha zawitała kolejna ciekawa propozycja. Wraz z Ogre Pixel zapraszam was do przeżycia, a nawet bardziej wyklejenia przygody w grze A Tiny Sticker Tale.
IMG 9709.JPG

Wyklejeni w pomysłowość 


Ogre Pixel jest niewielkim studiem z Meksyku, które w swojej biblioteczce zawsze stawiało na gry z nietuzinkowym pomysłem. W ich portfiolio głównie królowały tytuły na komórki. Wiem, co mogliście teraz pomyśleć – pewnie jakieś nudne puzzlery z ukrytymi mikropłatnościami. Nic bardziej mylnego. Gdzie wcześniej mogliście trafić na 30 sekundową metroidvanię czy arcade runnera, w którym zbieracie postacie z popkultury? Tak - to właśnie Ci goście.

Ekipa z Ogre Pixela tym razem okazała się mieć większy apetyt by pomysłowością zarazić tak PC-ciarzy, jak i Switchowców. Na warsztat wzięto pomysł zrodzony z pytania: co by było, gdyby otaczający nas świat mógłby być wyklejanką? Ambicje okazały się równie wysokie, jak i koszta produkcji. Nikt jednak tak mocno nie kocha i nie wspiera kreatywności, jak społeczność graczy. Założona zbiórka na kickstarterze została ufundowana w 2 godziny! 1616 osób postanowiło wpłacić ponad 40 tyś. dolarów, by powołać naklejkową historię do życia.
IMG 9710.JPG

Więc chodź wykleję Ci świat 

 
W tej przygodzie przyjdzie nam się wcielić w młodego uroczego osiołka o imieniu Flynn. Nasz szary przyjaciel ląduje na małej wyspie Figori z albumem pod pachą i głową pełną wspomnień z przeszłości. Ów klaser okaże się dla naszej rozgrywki kluczowy. Przekazany mu w dzieciństwie przez ojca pozwoli wpływać na rzeczywistość. Dzięki niemu będziemy w stanie większość przedmiotów czy innych mieszkańców zabierać ze sobą do kieszeni poprzez… zamienianie ich w naklejki.

Wraz z takim potężnym orężem udajemy się w głąb wyspy ku reminiscencji, by znaleźć naszego tatę. Nie będziemy jednak w tej podróży sami. Tubylcy okażą się bardzo dobrymi znajomymi naszego staruszka i chętnie pomogą nam na różnych etapach. Niestety jak to w życiu bywa, nie ma nic za darmo, więc i od nas w zamian będą wymagali dobrego serducha i podania pomocnej dłoni. Przyjdzie więc nam czasem poszukać rybek, a innym razem zabrać starą owieczkę do konkretnych lokalizacji. 
 
Sam koncept gry okazał się dla mnie strzałem w dziesiątkę. Od początku twórcy zachęcają swoich odbiorców do kombinowania. Jedne zadania będą prostsze i schematyczne (przykładowo zanieść coś z punktu a do punktu b) a przy innych będziemy musieli się na chwilę zatrzymać i przemyśleć co mogłoby nam się przydać do pomocy.
IMG 9713.JPG
Nie martwcie się jednak – jeśli oczekujecie tutaj zagadek godnych inteligencji Profesora Laytona, to nie jest tego typu gra. Wciąż trzyma się mocno w ryzach gatunku i raczej stawia głównie na ćwiczenie Waszej pamięci co do odwiedzanych lokacji i zbieranych tam przedmiotów.  Świat ten jest skonstruowany na zasadzie kwadracików wyglądem przypominającym mapę z pierwszej Zeldy. Z przebiegiem rozgrywki będziemy odblokowywać kolejne obszary liniowo, więc jeśli gdzieś nie możecie przejść, to oznacza, że jeszcze nie jest to ten moment i musicie wrócić na odpowiednią ścieżkę. 
 
To, co jest ogromnym plusem całości, to responsywne otoczenie. Czy spodziewaliście się, że będziecie mogli tutaj rozegrać naklejkowy mecz w tenisa? Spokojnie - ja też nie :)
IMG 9711.JPG
Prawie wszystko będziemy w stanie przeklejać do swojego albumu i coś co pozornie może wydawać się bezużyteczne, okaże się na późniejszym etapie możliwe do wykorzystania. Oczywiście nie może być tak pięknie, że możemy ze sobą zabrać wszystko. Nasz album jest z początku bardzo mały, więc gra zmusza nas do rozplanowania swojej zabawy i prób przewidywania kolejnych małych wyzwań.

A jeśli o nie chodzi, to są tak skonstruowane, że przez grę wręcz się płynie - w tle chłonąc ten ślicznie przedstawiony świat. Warto też w tym miejscu pochwalić oprawę graficzną, którą je się oczami. Cozy gry gdzieś w swoim rdzeniu mają zapisaną tę słodkość i cukierkowość, a tutaj ta uroczość wręcz wylewa się z ekranu. Spadki klatek czy crashowania gry? – nie stwierdzono. 


Okład z naklejki na serducho 

 
Największym zaskoczeniem okazał się jednak dla mnie sam bagaż emocjonalny, którego w tej przygodzie się nie spodziewałam. Gra miała momenty, w których była wręcz mocno infantylna – skierowana widocznie do młodszego odbiorcy. Przypominając na każdym kroku jak warto być osobą empatyczną, niosącą bezinteresownie pomoc, zwracającą uwagę na to, co dzieje się wokół. Jednak to, co się kryje na końcu, w samej relacji pomiędzy Flynnem a jego ojcem zmiotło mnie niespodziewanie z planszy.

Raczej z takim wydźwiękiem nie spotykałam się zbyt często w tym gatunku, choć jest jedna gra, która przychodzi mi pierwsza na myśl (nie bijcie – nie mogę powiedzieć Wam jaka, bo zepsuje Wam to całą rozgrywkę ;) ) Zakończenie, więc powinno trafić do starszego gracza, a tym bardziej do kogoś, kto przeszedł to samo w życiu co nasz kochany osiołek.
IMG 9712.JPG
Niestety w tym naklejkowym miodzie musi być łyżka dziegciu, która mimo ogromnego docenienia konceptu głównie wpłynęła na końcową ocenę. A Tiny Sticker Tale jest dosłownie małą opowieścią, a nawet bardziej powiastką. Całość można zamknąć w około 2 godziny. Nawet jeśli nie będziecie mieli ochoty pomagać niektórym mieszkańcom, to da się ją skończyć, nie robiąc wszystkiego. Mnie samej udało się zobaczyć napisy końcowe, gdy tego się kompletnie nie spodziewałam.

Jednak, jeśli będziecie chcieli zostać w niej dłużej – nie ma problemu. Po krótkim filmiku dalej będziecie mogli kończyć to, co jeszcze Wam zostało do zrobienia. Mogą znaleźć się i tacy, którzy będą kręcić nosem na prostość zadań i dostosowanie samej gry również dla młodszych. Jednak, jeśli kochacie gatunek tych przytulnych i niewymagających gier, to jest to mała przygoda o wielkim serduchu, którą w sumie warto samemu przeżyć. 

Dziękujemy firmie Stride PR za dostarczenie gry do recenzji.


Plusy:

Thumb Up

Niespodziewany bagaż emocjonalny w fabule

Thumb Up

Naklejkowy koncept

Thumb Up

Prześliczna oprawa graficzna

Thumb Up

Grywalność

Thumb Up

Uniwersalność w przekazie


Minusy:

Thumb Down

Za krótka!

Thumb Down

Zbyt mocna liniowość

Thumb Down

Czasem nawet największych słodziaków razi infantylnością

7 / 10

Nasza ocena

Awatar

Monika Hodowicz



Komentarze (0)

Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz