highland song

Właściciel zdjęcia: Inkle

Recenzja A Highland Song na Nintendo Switch

Od ostatniego Indie World minął już prawie miesiąc. Nawet nie wiem kiedy. Przyznam, że tym razem impreza z nóg mnie nie zwaliła, ale zawsze znajdę coś godnego uwagi. Na pewno był to Backpack (recenzja tutaj), który mimo swojej prostoty pozwala wciągnąć na dziesiątki godzin. No bo… w prostocie siła. Dlatego też obok Highland Song od inkle Ltd. nie mogłem przejść obojętnie.

Highland Song to ręcznie malowana gra 2D, w której wcielamy się Moirę McKinnon. Piętnastolatka od urodzenia razem ze swoją mamą zamieszkuje w szkockich górach. Jej marzeniem jest zobaczyć morze, a dzięki swojemu wujkowi stanie się to możliwe. List, który wysłał Hamish (wuj), zawiera zaproszenie do jego latarni morskiej. Oczywiście bez namysłu Moira rusza w wyprawę przez najwyższe szczyty, aby spełnić swoje marzenie. Fabuła jak widać, jest bardzo łatwa i klarowna, czyli taka, jaką lubię. Pozwoliła ona skupić się w pełni na rozgrywce, pięknej ścieżce dźwiękowej i genialnych widokach.
latarnia

Z głową w chmurach


Najważniejszym elementem gameplayu jest wspinaczka. Początkowo na niewielkie pagórki, które szybko prowadziły mnie w mechanikę gry. W późniejszym etapie ogromne wzgórza zaczęły ode mnie wymagać odpowiedniego rozplanowania i wyznaczenia dogodnej ścieżki. Czemu? Twórcy odrobili zdanie domowe, odzwierciedlając najważniejsze aspekty wspinaczki – zmęczenie, kontuzje, czy niesprzyjające warunki pogodowe.
wspinaczka
Na ekranie umieszczono pasek życia bohaterki, który oczywiście zmniejsza się pod wpływem poważnych upadków. Ten da się szybko zregenerować – odpoczywając w dowolnym miejscu, lecz nie zawsze. Podróżując podczas deszczu, czy zamieci wspomniany pasek zmienia kolor na niebieski, a wtedy jego regeneracja jest możliwa wyłącznie w wyznaczonych punktach (pod drzewem, w jaskini, lub w napotkanym budynku).

Szkoda, że szybko zapomniałem o całej tej funkcji. Mimo niesprzyjającej pogody podróż nadal trwała w najlepsze. Zatrzymywałem się jedynie, gdy życie spadło do poziomu krytycznego, lub nastała noc. Ważniejszym aspektem jest sen, którego brak wpływa na szybkość poruszania się Moiry. Poza tym, spędzanie nocy w dziczy, wyłącza z użytku część paska życia (drzemka w budynku przywraca go do stanu początkowego).
dwie mapy
Na swojej drodze prócz napotkania kilku NPC, znajdziemy mapy, które pełnią bardzo istotną rolę. To one wskazują drogę graczowi do najważniejszych punktów, umożliwiających popchać fabułę do przodu. Najbardziej cieszył mnie fakt, że aby je odczytać, byłem wręcz zmuszony do wspięcia się na jeden z pobliskich szczytów. Dopiero z niego możemy przeszukać teren za wyznaczonymi punktami. Poszukiwania co prawda nie były łatwe, ale satysfakcjonujące.


Historia kredką słuchana


Zdecydowanie podczas Indie World urzekły mnie dwa elementy Highland Song – oprawa graficzna i muzyka. Nie ukrywam, że ścieżkę dźwiękową zawsze wybieram ponad fabułę, a jeśli doda się do niej elementy rytmiczne, to jestem kupiony. Na zwiastunie widząc coś takiego, miałem nadzieję na sporą ilość wciskania przycisków do beatu, a tutaj niestety tak nie ma. Moira podczas podróży na swojej drodze spotka kilka razy wystraszonego jelonka, którego oczywiście gonimy. To w tym momencie odpalają się folkowe numery, w rytmie których pozostanie graczowi wciskać kombinacje X i Y.
klawisze
Całość jest banalnie prosta, co ucieszy najmłodszych, a niekoniecznie bardziej doświadczonych graczy. Podczas gry w trybie przenośnym, wyświetlane klawisze rozmazywały się, co utrudniało poprawne wprowadzanie kombinacji. Wspomniane folkowe brzmienia niekoniecznie mnie przekonały do siebie. Muzyka towarzysząca podczas wędrówki zdecydowanie bardziej przypadła mi do gustu i idealnie wpasowała się w swój spokojny gameplay.

Co do oprawy wizualnej… ta tutaj wywarła na mnie ogromne wrażenie. Całość jest świetnie ręcznie namalowana, a rzucające się w oczy pojedyncze kreski ołówka, dodają grze uroku. Twórcy robią genialną robotę, bawiąc się perspektywą. Całą mapę porównałbym do kartonowych makiet 2D. Moira opuszczając aktualne wzgórza, przenosi się na kolejne – ukryte z tyłu. I tak po kolei, aż do finałowego punktu podróży, czyli latarni morskiej wujka. Jest to przepięknie zaprojektowane i do samego końca się tym napawałem. Myślałem, że znów soundtrack skradnie moje serce, lecz nie tym razem.


Wujku, już jestem!


Podczas Indie World Highland Song rzuciło mi się od razu w oczy, dzięki stylowi graficznemu. Ręcznie malowane szkockie tereny zachęciły mnie do podróży. Ba! Powiedziałbym, że wciągnęły. Ukryte przedmioty i historie im towarzyszące napędzają do głębszych poszukiwań. System odnajdywania map i wskazanych na nich punktów, to ciekawe urozmaicenie, a zarazem genialny pomysł na wyznaczenie kierunku podróży.
latarnia early
Muzyka jej towarzysząca wpasowuje się w spokojny gameplay, zaś elementy rytmiczne nie napawają optymizmem. Dobór folkowych brzmień nie przemówił do mnie, a kombinacje dwóch przycisków to jednak mało – jest zbyt łatwo. Fabuła jest klarowna, a towarzyszące jej opowiadania Moiry i jej wujka idealnie dopełniają historię (piękny voice acting swoją drogą). Mimo bardzo rzadkich spadków klatek i sporadycznych problemów z kamerą Highland Song zasługuje na uwagę graczy. Rynek potrzebuje gier jej pokroju – prostych o pięknej historii i cieszącej oko grafice.

Dziękujemy Emily Morganti za dostarczenie gry do recenzji.


Plusy:

Thumb Up

Wciągająca historia

Thumb Up

Piękna oprawa graficzna i muzyczna

Thumb Up

System odkrywania map

Thumb Up

Świetny voice acting


Minusy:

Thumb Down

Brak języka polskiego

Thumb Down

Zbyt łatwe elementy rytmiczne

7.5 / 10

Nasza ocena

Awatar

Krzysztof Cichy



Komentarze (0)

Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz