Gry towarzyszą mi od najmłodszych lat. Można powiedzieć, że urodziłem się z padem w ręku. Na przestrzeni tych lat zaobserwowałem ogromną ewolucję sprzętu i wydawanych na nie gier. Wraz ze wspomnianym postępem narodziła się moda na tzw. wojenki. Komputer osobisty, czy konsola. PlayStation, czy Xbox... ale ja nie o tym, bo co ja mogę
Jest jeszcze jedna materia, w której mam więcej do powiedzenia – wydania cyfrowe, czy pudełkowe? Zakładam, że znajdą się tutaj zwolennicy opcji pierwszej i nie dziwota, bo jednak jest to spore udogodnienie i wygoda. Nie trzeba wozić ze sobą kartridży z grami, po prostu wybierasz tytuł i odpalasz. Proste jak... Mimo wspomnianych argumentów wydania pudełkowe mają w sobie to coś. W końcu można się nimi pochwalić, wymienić lub co gorsza sprzedać. Druga i raczej najistotniejsza sprawa – można je postawić między innymi grami, czy figurkami.
Niezależnie czego wasze zbiory dotyczą, zawsze pełne półki/regał są miłe dla oka. Konsole z dalekiego wschodu cieszą się większą popularnością wśród wydań fizycznych niż ta od „zielonych”. To właśnie skłoniło mnie do porzucenia kolekcji Xboxa, na rzecz Switcha. Wiele firm z różnych części globu wydaje gry o limitowanych nakładzie. Te jeszcze bardziej cieszą Nas – zapaleńców. Niko jakiś czas temu miał już przyjemność położyć swoje zgrabne dłonie na produktach Strictly Limited Games (Ściśle limitowane - Strictly Limited Games). Troszkę pozazdrościłem. Nawet bardzo troszkę. Spróbowałem swoich sił, nie zaglądając poza granice naszego Państwa i cytując Jachowicza:
„Cudze chwalicie, swego nie znacie”.
Gdyńskie Forever Limited przewijało mi się długi czas, a mimo tego nigdy nie spróbowałem liznąć ich produktów. Na moje szczęście wyciągnęli do mnie swoją dłoń i podesłali kilka swoich produktów, za które nie omieszkam podziękować. Firma chwali się tym, że tak samo, jak my są miłośnikami gier i lubią powiększać swoje kolekcje w kolejne gadżety. I to wszystko zauważyłem po otwarciu kartonu. Cenię sobie paczki, które wyglądają na niezniszczalne, aby zapobiec jakiemukolwiek uszkodzeniu. Już na etapie rozpakowywania widać, jak zależy im na swoim odbiorcy. Każda gra w osobnym i idealnie dopasowanym pudełku zrobiły na mnie wrażenie, a to nadal tylko kawałek papieru. Plomby umieszczone w bocznych partiach opakowań sugerują ekskluzywność, tak samo, jak znajdujące się w środku numerowane certyfikaty. Nie interesuję się tym, ale gdzieś, kiedyś wyczytałem, że im niższy numer, tym podobno lepiej. Ile w tym prawdy? Nie wiem, ale otrzymane Baby Storm miało #75, a Green Hell #169, co brzmi dobrze, sugerując się wcześniejszymi słowami.
Swoją drogą wiedziałem, że nakład jest limitowany, ale nie na tyle. 1000, czy 1500 sztuk to naprawdę mało, więc zainteresowanych powinno to skłonić do zakupów. Dlatego też edycja z Rise Eterna i Front Mission 1st: Remake tak bardzo mnie kuszą. Ostatnią rzeczą, która przykuwa uwagę to dwustronna okładka. Zawsze lubiłem ten dodatek (jeśli grzbiet pozostał bez zmian), a tutaj robią one genialną robotę. Z resztą, zobaczycie na poniższych zdjęciach.
Green Hell
Tytuł mocno survivalowy, czyli coś, z czym miałem mało do czynienia. Gra rzuci nas w głąb amazońskiej dżungli, w której trzeba od podstaw nauczyć się rozpalać ogień, polować na zwierzynę, czy nawet uchronić się przed panującymi chorobami. Przyznam, że nie jest tu łatwo!
W edycji limitowanej prócz pudełka z grą, dwustronnej okładki i certyfikatu znajdziecie również naklejkę, chusteczkę, zestaw trzech przypinek i kartę multitool, która potrafi zastąpić 11 przydatnych narzędzi. Oby Wam nie była potrzebna! Link Green Hell
Baby Storm
Gra, którą zobaczyłem pierwszy raz na oczy i która na pierwszy rzut oka mnie nie zachęciła, ale jak mówią: nie oceniaj książki po okładce. Baby Storm odpaliłem i bawiłem się świetnie! Naszym zadaniem jest opanować chaos w przedszkolu, a dokładnie zaspokoić zachcianki młodych. Podaj zabawkę, przebierz pieluchę, a następnie sprzątnij zrzut. Gra trochę przypomina mi Overcoocked, a co najlepsze wspiera rozgrywkę w trybie kooperacji do 4 osób! Nie miałem okazji, ale na bank spróbuję.
Pewniaki, czyli pudełko z grą i certyfikat są! Poza tym płyta CD z muzyką, magnesy na lodówkę, pudełko śniadaniowe i naklejki. Więcej niż u poprzednika, ale nakład mniejszy! Link Baby Storm
The House of the Dead: Remake
Gra z 1997 roku, ale z odświeżoną szatą graficzną, w której odwiedzimy laboratorium korporacji DBR w celu wyjaśnienia przyczyn tajemniczych zaginięć. Smaki co prawda nie moje, ale Niko (tak, znów ten sam) swego czasu grał i nawet coś napisał dla bardziej dociekliwych (Recenzja The House of the Dead: Remake).
W tym przypadku wersja limited zawierała grę, naklejkę, dwustronną okładkę i certyfikat, ale… zainteresowani znajdą na stronie dwa większe wydania – Limited ze steelcase’m (nakład 2000 sztuk) i Exclusive z figurką Magiciana (tylko 500 sztuk!)
Link The House Of The Dead: Remake Forever Limited, póki co może nie oferuje zbyt dużej ilości produktów, co nie zmienia faktu, że od samego etapu rozpakowywania widać ich pasję do gier. Pomijając zakładkę Unlimited rozważcie zakup pozostałych edycji, bo mogą się skończyć, a ich ceny są mocno rozsądne!
Sprawdźcie sami!
Sklep: Forever Limited
Twitter (czy tam X): @ForeverLTD_Main
Facebook: Forever Limited