Cozy survival od Pine Creek Games zabierze małą mysz z powrotem do domu rodzinnego, który zastajemy w ruinie. Naszym zadaniem jest jego odbudowa i odnowienie relacji z członkami rodziny i innymi mieszkańcami lasu.Winter Burrow przykuło sporo uwagi podczas pokazów, czarując oglądających przyjazną grafiką. Myszka w ciepłych ciuchach przedzierała się przez ośnieżone tereny, zbierając, co popadnie i okazjonalnie odpierając ataki okolicznych insektów. I wszystko to, co zobaczyliście podczas takiego jednego zwiastuna, to… całość Winter Burrow.
Tu odnoszę się do poziomu skomplikowania i złożoności produkcji, a nie tylko do prawdomównego marketingu. Winter Burrow jest survivalem bardzo fundamentalnym. Zaczyna od zbierania zasobów i nigdy nie zbacza z tej ścieżki. Naszym podstawowym zadaniem jest odbudowa domu, która zacznie poszerzać nam kolejne możliwości craftingu. Odkurzone stare krzesło pozwoli dziergać nowe ciuchy, a stół tworzyć nowe narzędzia. To jak rozdzielenie prostego craftingu (masz zasoby - klikasz i jest) na różne pola. Rozbicie tego samego menu, na różne miejsca. Spójne pod kątem logiki, ale niekoniecznie wygodne i potrzebne pod kątem gameplayowym.Cała kampania opiera się na misjach, w których kolejno tworzymy X lub szukamy Y. Jest tu kilku NPCów, z którymi zawrzemy przyjaźnie, porozmawiamy, ale w dużej mierze nie przyniesie to zbyt wielkiej różnorodności. Na pewno musicie mieć na uwadze oczekiwania względem naszej orientacji w terenie. Podpowiedzi ta gra zachowuje dla siebie. Zostawia nas samym sobie i pozwala szukać po swojemu. Musimy kojarzyć coraz lepiej mapę, bo do domu powroty będą konieczne z powodu zimna (inaczej zamarźniecie, co opóźnią lepsze ciuchy), jak i rozkład biomów, które różnić się będą oferowanymi zasobami. Były momenty, że czułem lekkie zagubienie, ale o to w tym tak naprawdę chodzi. Mamy przetrwać i się odnaleźć na trudnym terenie, a nie gonić za znacznikiem.Na uwagę na pewno zasługuje sposób prezentacji produkcji, co też szybko będzie głównym motorem napędowym i główną zachętą dla nas. Gra jest urocza. Ma dobrze dobrane barwy, wyrazistą kreskę, a najmocniej wybrzmiewa to podczas cutscenek opowiadających historię naszej myszy. Te są wyrwane ze stron najlepszych komiksów!
W grze funkcjonuje też walka, ale tu jest bardzo łopatologicznie i nudno. Wrogowie są, ale zagrożenie z nich niewielkie. Tłuczemy ich jednym i tym samym uderzeniem w nieskończoność, aż w końcu wypluwają z siebie mięso, z którego można stworzyć pokarm. Element potrzebny w survivalu, ale tu zrobiony byle jak. Na tym polu największym zagrożeniem ma być klimat, a nie insekty.Pytanie, na ile potrzebujecie takiej uroczej rozrywki na kilka godzin? Ta gameplayowa spirala ma swoje sztywne ramy, poza które nosa nie wychyli. Całość jest liniowa i sprytnie nas prowadzi za rączkę, stopniowo odblokowując kolejne tereny. Nie czułem w tym wszystkim swobody, która akurat takiej grze powinna towarzyszyć. Jest tu element poszukiwań, podróży w nieznane, ale w stopniu bardzo ograniczonym. Gra nigdy nie rozwija swojego wewnętrznego survivalu. Przetrwania uczymy się na start i do końca jedziemy na sprawdzonym schemacie. To nieuchronnie rodzi pierwiastek nudy.
Jakkolwiek ta mysza byłaby sympatyczna i dzielna, to te granice nie pozwolą jej urosnąć do rangi topowej pozycji w gatunku. To raczej bezpieczna weekendowa odskocznia dla fanów. Zamknięta w swojej ładnej otoczce. Pudełko ładniejsze od zawartości? Trochę tak.
Dziękujemy za klucz do recenzji firmie Future Friends Games