Dotarliśmy! Wreszcie jesteśmy w miejscu, gdzie nawet twórcy gier musou wiedzą, że nikt nie lubi musou. Te japońskie slashery z mikro taktycznymi naleciałościami, gdzie wybijasz jednym cięciem kilkunastu wrogów naraz, nigdy nie były w gronie moich ulubionych. Za dzieciaka myślałem, że fajnie wyglądają, próbowałem swoich sił, ale przez te -dziesiąt lat życia żadna gra nie udowodniła mi, że coś tracę. Domyślam się, że znajdziemy sporo fanów w Kraju Kwitnącej Wiśni, ale nawet najnowsze Dynasty Warriors Origins nie zrobiło u nas jakiejś wielkiej furory - oceny spoko, ale szybko szum medialny ucichł.Warriors: Abyss przenosi te efektowne bitwy i mocarnych bohaterów na grunt roguelite’ów. Na przestrzeni 4 etapów będziemy starali się doboostować naszą postać na tyle, żeby finalny boss nie zmiótł nas z planszy tak, jak my to robimy z seryjnie wycinanym mięsem armatnim. Gra pierwszy raz zaprezentowała się ludziom na ostatnim PlayStation Showcase, by chwilę później (13 lutego 2025) zadebiutować na wszystkich sprzętach.
Przeniesienie “Warriors” nie oznacza jedynie wybijania setek wrogów w kilka sekund. Mają one bardzo przyjemną cechę wykładania na srebrnej tacy ogromu postaci do zabawy. Abyss, choć jest tytułem bez wątpienia mniejszym, ma w swoim rosterze… 100 postaci do wyboru! Znaczna większość czeka na odblokowanie w bardzo obszernym drzewku rozwoju, ale liczba robi mega wrażenie. Oczywiście nie oznacza to 100 super odmiennych stylów walki, które wywrócą do góry nogami nasz gameplay, ale różnorodność w minimalnej formie tu występuje. Każdy bohater ma swój specjal, szybkość ruchu, siłę, jak i odmienną broń. Właściwie te style rozgrywki najłatwiej byłoby rozdzielić właśnie poprzez oręż. Każdy z włócznią walczy podobnie, a tych z mieczem i młotem też można ze sobą pomylić.Roguelite to jednak gatunek, który żeruje na różnorodności i losowo generowanych terenach/przedmiotach. O ile czas spędzony z Warriors: Abyss jest zaskakująco przyjemny, tak monotonność wkrada się tu odrobinę za szybko. Każdy z 4 aktów składa się z ośmiu faz, które wybieramy sami, wchodząc w jeden z portali - klasyczny dla gatunku wybór ścieżki - gdzie na końcu zawsze czeka ten sam boss. Sztywno przypisani do aktu złoczyńcy to kula u nogi, z którą teoretycznie da się żyć - nie każdy “rogal” rozpieszcza na tym polu - ale wcześniejsze fazy nie pomagają. Każda zakłada to samo - wybij X wrogów, gdzie X zwiększa się z każdą fazą. Czasami zostaniemy poinformowani o mocniejszych wrogach wewnątrz, a innym razem dostępna będzie misja z bonusowymi nagrodami. Z tym że “misja” jest również wyciągana z bardzo płytkiego worka i zamyka się wokół kolejnego wybicia X wrogów lub jakiegoś konkretnego z paskiem zdrowia (wszystko w określonym czasie). Nie jest to przesadnie bogate wnętrze.Nasza nadzieja spoczywa więc na osławionej miodności walki i wszechobecnemu efekciarstwu, gdzie faktycznie notowania Warriors: Abyss rosną. W bitwach oczywiście mamy do dyspozycji atak lekki i mocny, które gra sugeruje mieszać w celu wykonania potężniejszych combosów/specjali, dash oraz dwa przyciski odpowiedzialne za ciosy ostateczne. Jeden solowy - musou, drugi łączony dla całej ekipy…
I tu dochodzimy do boostowania postaci i builda. Jest ono nietypowe, bo za naszą rosnącą potęgą (poza wbijanymi levelami) stoją kompani. Dobierani pod koniec danej fazy odblokowani bohaterowie, których moce specjalne będą dla nas dostępne, jeśli mamy ich w aktywnym składzie. Do 6 takich delikwentów można zbratać ze sobą i skorzystać ze specjalnych formacji, które ich dodatkowo wzmocnią. Oni wzmacniają się również wg swoich klanów i innych zależności, którymi… nikt przesadnie nie chce nam zaprzątać głowy.To jedna z tych gier, gdzie build i metaprogresja będą kluczowe, ale da się wszystkim bawić w zautomatyzowany sposób. Ba, mam nieodparte wrażenie, że umieszczenie nam sugestii formacji w widocznym miejscu, jest zabiegiem jak najbardziej celowym. Mało kto będzie gotów babrać się we wszystkich zależnościach - kto, z kim, dlaczego i jak ta formacja na to wpłynie. Jeszcze to ostatnie nieśmiało próbuje być przejrzyste, ale na nic nam ta wiedza bez wszystkich wcześniejszych podpunktów.
Za dużo zmiennych, aby to okiełznać dla kilkunastominutowej przygody, bo mniej więcej tyle będzie trwała większość naszych runów - do godziny, to już starcie z ostatnim bossem. Zanim jednak do tego dojdzie, ogrom grindu przed nami. Grindu, by odblokować jak najwięcej postaci (im ich więcej, tym korzystniejsze wzrosty HP i siły u innych), a już najlepiej tych lepszych, którzy są zasłonięci przez wysokie wymagania finansowe. W grze funkcjonują dwie waluty. Jedna odpowiedzialna za metaprogresje, a druga za zakupy wewnątrz danego runa - super, że przynajmniej tu nikt nie silił się na udziwnienia.I mam problem z tą grą, bo jak rozłożę jej “rogalowe” składniki na czynniki pierwsze, to staje się ona bardzo łatwym celem. Tyle że gra się w to bardzo dobrze, a ten kuszący aspekt wszystkich “Warriorsów” dał mi się tu poznać najlepiej. Ogrom frajdy ze wpadania w gąszcz wrogów i robienia im jakiegoś młynka wyrzucającego we wszystkie strony świata. To jest wyciśnięcie esencji Warriorsów na potrzeby szybkich runów. Nie mogę się tego czepiać!
Inna sprawa, że gra zaskakująco dobrze radzi sobie na Switchu. Spodziewałem się katastrofy na tym polu, a już na pewno potężnych spadków klatek przy tej ilości postaci i świecących specjali, a tu miłe zaskoczenie. Zero zgrzytów! Jeśli jest jakiś efekt uboczny takiej walki w tłumie to czasami brak klarowności, co i kiedy Cię uderzyło. W późniejszych etapach ekran jest zalany ciosami do uniknięcia i wszelakim mięsem armatnim (... które nie robi w walce nic, a pierwsze fazy, gdy do głosu nie dojdą bardziej agresywni i mocniejsi wrogowie ze swoim paskiem HP, przechodzą się praktycznie same!) a jak jeszcze sporych rozmiarów boss dorzuci swoje, a Ty walniesz jakąś magię… powodzenia, nic nie ogarniesz.
...a bawić się powinieneś i tak dobrze.
Dziękujemy za klucz do recenzji firmie KOEI Tecmo
Plusy:
Esencja gier z serii Warriors, czyli efektowne niszczenie tłumu
100 postaci do wyboru robi wrażenie, a drzewko rozwoju jest przejrzyste
Solidne działanie na Switchu mimo wielu niesprzyjających rzeczy
Dobre tempo - sprawdza się w szybkich sesjach
Minusy:
Wtórność i monotonia - sztywno przypisani do aktu bossowie i w kółko te same cele każdej fazy