Vampire-The-Masquerade-Swansong-Shared-the-Launch-Trailer

Właściciel zdjęcia: Big Bad Wolf

Recenzja Vampire: The Masquerade - Swansong na Nintendo Switch

Gracze zazwyczaj twierdzą zgodnie, że fajnie jest być recenzentem. Giereczki za darmo, ogrywasz z uśmiechem, opiszesz i puszczasz w świat. I zgoda, często tak bywa, kiedy gra trzyma godny poziom. Zdarzają się jednak przypadki trudne. Takie, w których masz dość, z tyłu głowy przyświeca Ci myśl o ciekawszych rzeczach, a Ty przedzierasz się przez wykreowaną abominację. Vampire: The Masquerade - Swansong na pewno nie jest książkowym przykładem takiego haniebnego tworu, ale bardzo często nosił w sobie takie przesłanki. Szczególnie że to jedna z trudniejszych walk dla parametrów Switcha i tę walkę przegrał brutalnie przez nokaut. Gra studia Big Bad Wolf trafiła na konsole Nintendo 28 września 2023.


Znana marka...

 
Vampire: The Masquerade znane jest/powinno być wszystkim. Bardzo popularna marka, która mimo błędów potrafiła rozkochać w sobie swoim Bloodlines, teraz rozbudza fantazje kontynuacją, a starzy zjadacze chleba pamiętają jeszcze bardzo przyjemne Redemption. Wszystkie gry oparte na papierowym RPG wydanym oryginalnie na początku lat 90’.

Twórcy z Big Bad Wolf najwyraźniej wychodzą z założenia, że nie tyle każdy zna ten świat, co wszyscy kojarzą tajniki i w małym palcu ogarniają wszelkie zależności. Jakby wychowywali się w tym świecie. Swansong popełnia na starcie ogromny błąd, a na przestrzeni gry robi niewiele, żeby go naprawić. Wrzucani jesteśmy na głęboką wodę. Zalewają nas toną informacji, gdzie bez bardzo dobrej znajomości marki jesteś bez szans. Zakochani w Maskaradzie zacisną zęby, postronny widz będzie czuł się zagubiony. 

Ogłaszają czerwony alarm, sprowadzają wszystkich do księcia, a Ty nawet nie do końca wiesz, z czym się je te wyjące dzwony. Oczywiście z czasem to załapiesz, kiedyś będzie lepiej, ale niesmak pozostaje w głowie i odpycha. Gdyby nie konieczność recenzji, to gwarantuje, że bym to wyłączył bardzo szybko. Poczucie straty czasu, bezmyślne błądzenie po dość pustych lokacjach i świadomość, że nikt nie zrobił nic, żebym ja w ogóle się tym przejmował, były zbyt silne. A to przecież gra narracyjna, bazująca na naszych wyborach, gdzie każdy dialog powinien być świętem, a każda potyczka słowna kombinowaniem by wyszło na nasze.
2023100519373800 s

...raczkujący schemat


Pod tą polewą przygodówki, gdzie badamy śledztwo i gromadzimy bardzo hojnie rozrzucane przez kolegów zapiski z kartek, kryją się mechaniki RPG. Dostępne mamy trzy postaci, z różnych wampirzych klanów, o różnych cechach szczególnych i umiejętnościach. Leysha sprawdza się świetnie w infiltracji za sprawą znikania, Emem potrafi się teleportować, odkrywając alternatywne ścieżki, a Galeb jest… sztywny - cały czas sztywniutko! Możemy rozwijać to trio wedle własnego uznania, otwierać sobie za sprawą skilli nowe możliwości, choć nigdy nie będzie tak, że dalszy progres pozostanie zablokowany przez naszą nieopatrzność. Rozwiązanie zawsze się znajdzie - to akurat miłe.

Inna sprawa, że cała plejada głównych bohaterów, to wybitnie przeciętne jednostki, które niekoniecznie rozbudzają nasze wampirze fantazje. Dialogi, na których gra powinna się opierać, są miałkie i nigdy nie czułem się dostatecznie zajawiony wydarzeniami.
2023100519414500 s
Nawet trudno mi było mówić o jakiejś wielkiej swobodzie w działaniu. Cały ten system skrywa się za dwoma głównymi współczynnikami - skupienia, które wykorzystujemy w przetarczkach słownych i głodu, który musimy zaspokajać ludzkimi ofiarami w ustronnych miejscach - te musimy sobie odszukać i ofiarę zaprosić do “stołu”. Walka w rozumieniu Swansong przenosi się na wymianę słowną i wydobywanie potrzebnych informacji. W tym pomoże nam skupienie. Jeśli wartość jednej z wymaganych cech przewyższa naszego oponenta, to wygrywamy i dialog idzie po naszej myśli. Nigdy nie wiemy, jakie cechy nam się przydadzą, więc rozwój jest trochę na chybił-trafił, ale to akurat nie minus, bo trudno oczekiwać solucji wewnątrz gry. Jeśli cecha nasza jest mniejsza, to możemy sobie ją doboostować za sprawą wspomnianego skupienia.

I tu dochodzi do małej patologii. Wyobraźcie sobie, że bardzo wam zależy na jakiejś konkretnej linii dialogowej. Pakujecie wszystkie punkty, żeby się dozbroić. Gra wyraźnie informuje, że jest 100% szans na wygranie. Super? Otóż nie, bo szybko się okazuje, że w odpowiedzi komputer też może sobie skupienie wykorzystać i Twoje 100% właśnie zmalało drastycznie. Decyzji i straconych punktów nie cofniesz. W przypadku remisu dochodzi do rzutu kostką, które zazwyczaj przegrywałem - fantastycznie!

Przyznam wam jednak, że ja gdzieś tam staram się doceniać ten system. W tym leży coś fajnego, ale Big Bad Wolf jeszcze tego nie znalazło i potrzebuje czasu, żeby doszlifować. Baldur’s Gate 3 potrafił to ciekawie przełożyć na język growy, a przecież tam też rzuty kostką decydują o wszystkim. Wierzę, że kolejne produkcje tego studia na tym bazujące mogą być znacznie przystępniejsze dla odbiorcy, jeśli tylko nie zaniedbają fabularnych fundamentów, na których nasz odbiór będzie budowany. Bez tego - nic im nie pomoże.
2023100519043700 s

Nawet jeśli polubisz, to Switch już mierzy poniżej pasa 

 
Niedawno pisałem, jak staram się bronić Switcha i przymykać oko na techniczne niedoskonałości gier. Przy Swansong jedynym ratunkiem byłoby zamknięcie oczu, a i to mogłoby nie pomóc. Downgrade, jaki tu wprowadzili, jest bardzo trudny do oglądania. Wszystko jest rozmazane, jakby coś wylało się na ekran - zresztą screeny mogły już budzić wasze obrzydzenie. Wygrali tym pewnie stabilność klatek na sekundę, ale już loadingi bywają bardzo uciążliwe, a jeden mi się w ogóle zawiesił i 5 minut nie dawał oznak życia.

Inna sprawa, że ta gra bazowo nie było najpiękniejsza. Nie odmówię jej wizji i niezłego designu późniejszych terenów, ale twarze postaci są puste. W tych oczach widać, że światło w domu się pali, ale nikogo nie ma w domu. Rzadko kiedy zachowują się one naturalnie, a jedyny sposób, żeby tłumaczyć sobie ten stan i zaakceptować ich wygląd, to istnienie jeszcze bardziej zepsutej rzeczy - lipsync. Kłapią jadaczką bez żadnego składu. Nawet polskie dubbingi zagranicznych animacji mają w sobie więcej sensu. Czytając z ruchu ust, wyszło memememe.
2023100519142800 s

Łabędzi śpiew

 
Paradoksalnie łabędzi śpiew (swan song) oznacza ostatnie dzieło artysty. Nie wiem, czy Big Bad Wolf chciało tym świadomie puścić oczko i dało średnio dogotowany produkt, ale na pewno im tego nie życzę. Są tu przesłanki czegoś dobrego, ale dokopywanie się do nich jest rozrywką tylko dla najodważniejszych i najwytrwalszych. Zrobili grę opartą na dialogach, w których nie są one ciekawe. Fabularną, choć niekoniecznie chcieli nam ją zajawić. Grę z systemami RPG, które może i są fajne, ale wywracają się o własne nogi. Technicznie po prostu poszli do domu wcześniej.

Dziękujemy firmie Dead Good Media za dostarczenie gry do recenzji.


Plusy:

Thumb Up

Wykreowany tu świat może się podobać

Thumb Up

Jest polski język - to miłe przy grach opartych na narracji

Thumb Up

W tych systemach RPG drzemie potencjał…


Minusy:

Thumb Down

… choć na ten moment działają pokracznie i plują w twarz zbyt często

Thumb Down

Nie robią nic, żeby wylać fundamenty pod opowiadaną historię

Thumb Down

Postaci główne i dialogi pozostawiają wiele do życzenia

Thumb Down

Na Switchu całość jest bardzo rozmazana i wygląda źle

Thumb Down

Twarze są puste, a synchonizacja ust trzyma znane tylko sobie tempo

4 / 10

Nasza ocena

Awatar

Niko Włodek



Komentarze (0)

Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz