Recenzja Under Night In-Birth II Sys:Celes na Nintendo Switch
Minęło parę miesięcy od małego narzekania na brak bijatyk w świecie Nintendo, po czym co chwila do drzwi pukała mi jakaś świeżynka. Nawarzył piwa - musi wypić. Tym razem na tapet trafia mało znana seria, która stawiała swoje pierwsze kroki na automatach arcade. Tam bowiem w 2012 roku do salonów trafiło pierwsze Under Night In-Birth. Późno, jak na automaty, ale mówimy o Japonii, gdzie popularność tego typu rozrywki wciąż jest żywa i zauważalna. Dość powiedzieć, że wydaniem zajęła się SEGA, więc firma wszystkim dobrze znana.
Na aktualizację nie trzeba było długo czekać. Zyskując podtytuł Exe:Late swoje wydanie dostało PlayStation (najpierw 3, potem 4 i Vita), które na przestrzeni kolejnych lat zataczało coraz szersze kontynentalne kręgi.
Under Night In-Birth II Sys:Celes dojechało jednocześnie na wszystkie wiodące platformy (no… poza nieznanym w Japonii Xboxem) 25 stycznia 2024 roku. Dwójka kontynuuje wątek fabularny pierwowzoru, jednocześnie będąc oficjalnie określona jako zakończenie opowieści.
In-Birth
O ile fabuły mają się coraz lepiej w bijatykach, a cutscenki Mortal Kombat trwają dłużej niż same walki, UNI2 traktuje temat po staremu. Nie to, że dostaniesz prosty screen na koniec każdej indywidualnej opowieści bohatera (choć on też tu jest), ale przerywniki nie nadużywają gościnności. Opierają się one na “gadających obrazkach”, które są w pełni zdubbingowane (zawsze miło, nawet jeśli japońskiego ni w ząb). Nie dostaniesz ich też przed każdą walką, a jedynie tam, gdzie będzie to zasadne.
W tym uniwersum, co kilka miesięcy dochodzi do zjawiska zwanego Hollow Night. Na świat wychodzą niewidzialne potwory, żerujące na mocy zwanej EXS, będącej w każdym człowieku. Nieszczęśnicy, którzy zetknęli się z nimi, najczęściej kończą martwi, wariują lub zmieniają się w takie same zjawy próżni. Przetrwanie takiego spotkania czyni Cię tytułowym In-Birth, którzy nabywają umiejętność kontroli nad swoim EXS.Jakkolwiek zjawiskowo by to nie brzmiało na papierze, to w praktyce trudno mówić o szalenie emocjonującej historii - szczególnie przy braku znajomości oryginału. Zakładam, że większość dialogów przeklikacie, by w międzyczasie poznać dość sztampowego antagonistę, który chce generować EXS w swoich niecnych celach - szokujące!
GRD
Opowiastka, opowiastką, ale esencja tkwi w wymianie ciosów. UNI2 najbezpieczniej byłoby mi przyrównać do Guilty Gear, które odziane jest w podobne szaty, a i niektórym postaciom udało się przeskoczyć na drugą stronę barykady. Jest to system idealnie wpisujący się w “easy to learn - hard to master”, choć dodałbym przedrostek very na starcie tej sekwencji.
Postaci mają lekki, średni i mocny atak, a czwarty przycisk jest mocno przywiązany do paska Grind. Łatwość, z jaką można tu toczyć efektowny bój, jest nieporównywalna do żadnej innej znanej mi bijatyki. Posadzisz przed ekranem totalnego nowicjusza, a po chwili zacznie on robić widowiskowe kombinacje, jakby zjadł zęby na grach tego gatunku. Innymi słowy - wciskając wszystko na pałę, też możesz się dobrze bawić.System GRD ma za zadanie oceniać naszą kontrolę walki. Nagradza przy grze ofensywnej i odwrotnie, kiedy damy się zepchnąć do desperackiej obrony. Bardziej doświadczeni gracze nauczą się go podkradać i umiejętnie panować nad sytuacją na drugim planie. Upraszczam to wszystko do absolutnych podstaw, żeby przedstawić zamysł, a nie oferować gotowe rozwiązania. Te w końcu zależne są od przebiegu samego pojedynku. Dodam, że funkcjonuje tu również bardziej klasyczny pasek specjali, którego założenia powinny być oczywiste.
27 do tanga
Wszystko w bardzo satysfakcjonującym tempie, zgrabnie działając na Switchu i oferując do wyboru całą plejadę (27) różnorodnych postaci. Jest w czym wybierać, a obsada nie wygląda jak reskiny z jakiegoś Street Fightera, co Japonia zwykła praktykować przez lata. Znaleźlibyśmy odpowiedników we wspomnianych wcześniej Guilty Gear, ale to dlatego, że “he, he, anime gość z mieczem”. Dla mnie feeling walki innymi postaciami był odczuwalnie odmienny. Nie na tyle, żeby się pogubić (przypominam o prostych podstawach), ale wystarczająco, by wiedzieć, że chcąc kogoś naprawdę opanować, będzie potrzebne włożenie w to solidnej porcji godzin.Są zwinne dziewczynki, jak i kolosy z ogromnymi pazurami. Wiele postaci dzierży jakąś broń. Od miecza, przez kosy, aż po tarczę, którą nokautuje się zaskakująco przyjemnie. Nie będę tu czarował, że te postaci wiele dla mnie znaczą, bo to zwyczajnie niemożliwe dla debiutanta serii. Łatwo jest jednak określić, kto jest kim, na bazie samego wymownego wyglądu. Roster, jakkolwiek anonimowy, to zdecydowany plus.
Zachód pozostanie obojętny?
Under Night In-Birth II Sys:Celes to kawałek bardzo udanej bijatyki, która świetnie się sprawdza na leciwym Switchu. Pewnie nie zachwyci grafiką u starszych kolegach i na PC, ale twórcy zdawali sobie sprawę z popularności Nintendo i nie traktowali go jak trędowatego. Czułem, że dostałem pełnoprawną produkcję z górnej półki, która swoje słabsze strony objawia tylko na tle największych.
Lekki niedosyt stanowi liczba i jakość trybów gry. Jest to raczej zbiór totalnych oczywistości ze Story/Arcade na czele. Ten oferuje 10 walk, po których możesz wybrać inną postać i… niewiele poza tym. Można bronić tych ram, bo przecież taki był kiedyś standard, ale chyba bijatyki dały przez te lata kilka kroków naprzód. Tu tego po prostu nie uświadczycie.Tak samo może być problem z wyszukaniem przeciwnika do gry online. O ile chwali się swoim rollback netcodem, który ma niwelować lagi w trakcie rozgrywki i faktycznie opierać wynik walki na skillu, a nie połączeniu internetowym, tak najpierw trzeba kogoś znaleźć, żeby móc to stwierdzić. Jak już wyszukałem delikwenta, to każde kolejne szukanie zestawiało nas znów ze sobą. Ktoś nazwie to przeznaczeniem, ale to po prostu dwie osoby liczące na cud.
Nie wiem, na ile to przekreśla UNI2, ale na pewno znacznie hamuje entuzjazm. Wpływa na długowieczność produkcji, która przy braku znajomych chętnych na oklep może się znacząco ograniczyć. Warto wziąć pod uwagę, bo pod każdym innym względem, przy stanie Mortal Kombat na Switcha, to może być jedna z niewielu realnych alternatyw dla wielbicieli mordobicia.
Dziękujemy za klucz do recenzji firmie Arc System Works
Plusy:
Efektowność, widowiskowość i stabilne działanie na Switchu
Satysfakcjonująca dynamika i tempo walki napędzane przez system GRD
Ciekawy i różnorodny roster postaci
Piekielnie łatwa w obsłudze dla początkujących - zostawiająca drugie dno dla chcących masterować
Minusy:
Niesatysfakcjonująca liczba trybów gry, z krótkim Story na czele
W sieci raczej pustki, a od premiery nie minęło za wiele