Angry Mob Games do tej pory obracało się wokół gier mobilnych. Produkcjach względnie prostych i nieskomplikowanych. Trinity Fusion to ich odważny krok naprzód z nadzieją podbicia serc bardzo rozpieszczonego grona odbiorców. Roguelite’ów wychodzi mnóstwo, a i tak liderzy już dawno rozsiedli się wygodnie na tronach i tylko doglądają, czy ktoś się ma szansę do nich zbliżyć.
Trinity Fusion przenosi nas do zagrożonego unicestwieniem multiwersum, gdzie jako Maya, w różnych jej odsłonach, spróbujemy uratować świat i połączyć wszystko w stabilną oś czasu. Gra pojawiła się wcześniej na komputerach osobistych i cieszy się tam bardzo pozytywnym odbiorem. Switch musiał czekać na swój port do 1 sierpnia 2024 roku.
3x Maya
Nie są to może najbardziej wyszukane tony z wieloświatami (popularny motyw ostatnimi czasy), ale próba implementacji ich w roguelite’a zdaje się leżeć idealnie. Jak dobrze skrojony ciuch, który świetnie tym tłumaczy nasze liczne zgony, a przy okazji korzysta z możliwości stworzenia różnorodnych środowisk. Obszary porośnięte zielenią, gdzie bestie powariowały, przemysłowy świat z maszynami oraz futurystyczna wizja pełna cyborgów. Wciąż - nic przesadnie wyszukanego, ale do tego wrócimy później. Doceniam sam ambitny pomysł.
Trzy światy oznaczają oczywiście trzy wersje naszej protagonistki. Każda ze swoim zestawem broni i umiejętności, przy czym wraz z rozwojem dostaniemy możliwość tworzenia mieszanek i korzystania z dóbr swoich siostrzanych wersji. Run przebiega dość klasycznym torem, gdzie zaczynamy z fundamentami, a z każdą kolejną porcją mapy rozwijamy postać. Posłużą do tego wzmacniacze podzielone na kilka kategorii. O ile zawsze mamy dowolność w wyborze pomiędzy trzema losowo dostępnymi perkami, tak wprowadzono tu system nagradzający nas za boostowanie konkretnej kategorii. W momencie podniesienia trzech wzmocnień tego samego koloru zostaniemy nagrodzeni kolejnym “ułatwiaczem”.Twoim zadaniem jest naturalnie przejście każdej ścieżki Mayi oraz rozprawienie się z głównym antagonistą. Nie zabraknie tu metaprogresji, która zachowa się między runami, a dokonamy jej z poziomu specjalnego huba. Przyznam szczerze, że choć wygląda on całkiem w porządku, to jego okrężna forma do mnie nie przemawia, a jego zawartość dałoby się skrócić do prostego menu. Czy jest nam potrzebna postać do zmiany poziomu trudności, którego możemy dokonać w menu? Czy jest potrzebna postać do podejrzenia historii naszych runów? Dla mnie to bardzo jałowe dodatki. Ich brak byłby niezauważony. Sztuczny tłok.
Chciałbym być
Sama gra najmocniej mierzy w feeling Dead Cellsa z domieszką Metroid Dreadd. Akcję obserwujemy z boku, mając w swoim arsenale zawsze broń białą i palną, z czego ta druga jest tą zdecydowanie mocniejszą. Założenie gry zakłada ładowanie amunicji do niej za sprawą obrażeń zadawanych w krótkim dystansie. Oczywiście możesz wykończyć delikwenta samym mieczem, ale z bossami może się zejść zdecydowanie dłużej.Życzyłbym sobie tylko lepszej widoczności ataków przeciwnika, bo granie w handheldzie bywało czasami uciążliwe. Nikt nie lubi otrzymywać niesprawiedliwych obrażeń znikąd. Tu takie momenty miały miejsce, a przesadna dynamika wiązała się z lagiem. Ja może i zdążyłem z unikiem, ale Maya niekoniecznie z reakcją.
Skąd ten Dreadd? Raz, że tutejsza otoczka bardzo chciałaby nim być, a dwa, że gra miewa czasami jakieś błędne przekonanie, że jest metroidvanią. Określa swoje poziomy, jako metroidvaniowe, co przyznam, niewiele ma wspólnego z rzeczywistością. Jeśli fani tego gatunku będą oczekiwać poklepania po brzuszkach, to raczej wyjdą ze zgagą. Jest tu tego może pierwiastek w projektach poziomów, a najpewniej chodziło im o to, że łącząc niektóre umiejętności Mayi, jak na przykład podwójny skok, którego jedna forma nie posiada, otworzysz sobie nieco inne możliwości. Poza tym to żadna metroidvania!
Szlak początkujących
I o ile te ambitne plany całkiem fajnie musiały brzmieć w głowach twórców, tak wykonanie nigdy nie rozwija skrzydeł. Trinity Fusion to po prostu ambitny pomysł zamknięty w bardzo generycznej grze. Sztampa wylewa się z ekranu. Rozpisali sobie multiwersum i nie mieli odwagi faktycznie postawić na różnorodność. Ta leży w broniach, w perkach, ale który rogal ma inaczej? Oczekiwałbym znacznie odmiennego settingu, przy czym każdy z tych światów z czasem mi się mieszał. Nie inaczej było z wrogami, którzy byli do siebie zbyt podobni, a i Maya była tak płaska, że trudno mi było zapamiętać, którą wersją w tej chwili gram.
To jest obietnica multiwersum i różnorodności z nim idących, ale zamkniętych w bardzo sztywnych i bezpiecznych ramach. Chciałbym zobaczyć odmienne Maye. Nawet wizualnie mogłyby się od siebie różnić i oferować więcej, ale to by wymagało większego zaangażowania w mechanikę walki. Tu są różne Maye, mają różne bronie, ale walczysz tak samo. Za szybko można złapać zadyszkę, która jest najgorszą rzeczą dla roguelite’a. Tu musisz mieć ochotę powtórki. Powrotu na stare śmieci. Trinity Fusion po prostu tam nie dojeżdża. A jeśli dochodzi, to mocno spóźniony.Inna sprawa, że czuć tu lekki aromat drewna przy gadających głowach, którym usta nie drgną. Voice acting też pozostawia wiele do życzenia i nigdy nie prowadzi nas należycie przez ten świat. Ważą się losy uniwersum, które dla was może być martwe.
Trinity Fusion nie jest grą fatalną. Mechanicznie da się z tym spędzić przyjemny czas, ale będzie to czas okupiony nieustanną myślą z tyłu głowy, jak wiele lepszych roguelite’ów istnieje i jak mógłbyś tam coś podlevelować. To po prostu bardzo (bardzo!) bezpieczny twór. Jadący po utartych szlakach i tylko obudowujący to dobrym pomysłem, przy którym aż prosiło się o większą odwagę.
Dziękujemy za klucz do recenzji firmie Angry Mob Games
Plusy:
Multiwersum to bardzo dobry punkt spajający roguelite’owe fundamenty
Satysfakcjonujący zestaw broni i wzmacniaczy
Różnorodność za sprawą trzech postaci i ich indywidualnych umiejętności i predyspozycji…
Minusy:
…z tym że nigdy nie poszło to w kierunku, w jakim wypadało iść, trzymając się zbyt kurczowo sztywnych i bezpiecznych ram. Po prostu sztampa
Miałka prezentacja fabuły - voice acting i zbliżenia na te pozbawione emocji twarze