Mr. Coo nie jest mi znany. Podobno jest on oczkiem w głowie artysty Nacho Rodrigueza - nominowanego do nagrody Goya za film “A lifestory” - u którego już dał się poznać w kilku filmach krótkometrażowych. Do gry zaś nie trudno było mnie namówić. Sympatia do point and clicków jest wiecznie u mnie żywa, a ta ręcznie rysowana grafika wygląda kapitalnie. Przypomina stare animacje. Próby poskładania bohatera do kupy można podjąć się na Switchu od 7 września 2023 roku.
Nogi
Można, tylko czy wypada? Tu już sprawa nie będzie tak oczywista. The Many Pieces of Mr. Coo to dość ciężki, surrealistyczny kawałek chleba. Może nie skrywa w sobie jakiegoś ósmego dna, nie zmusza do refleksji, ani nie potrzeba godzinnej analizy fabuły, ale… jest dziwnie.
Na ekranie pojawiać się będą rzeczy często zakręcone, trudne do wyjaśnienia, ale zarazem urzekające i trzymające przy ekranie. Hipnotyzująca grafika rzuca Pana Coo w wir przygody po różnych krainach w pogoni za upragnionym jabłkiem. Ten banalny start potrafi jednak przywdziać dość mroczne szaty, a naszego protagonistę podzielić na kilka odseparowanych części. Z naszego punktu widzenia to jednak klasyczny (?) point and click, gdzie swoje musimy wyklikać. Nawet nie tyle przemyśleć, co wykazać się spostrzegawczością. W Coo nie ma dialogów, nie ma dubbingu, ani nawet napisów. Jest to przygoda stricte graficzna. Trzeba coś wypatrzeć, kliknąć, sprawdzić, czy zadziałało. Spróbować okiełznać, co autor miał na myśli. Często będą to teorie równie udziwnione, co cała reszta, ale nie będzie to szło w parze z klasycznym szokiem gracza i łączeniu wszystkich przedmiotów ze sobą. Ekwipunku tu po prostu nie ma. Jak już coś trzymamy, to zaraz będziemy tego używać.
Możliwości do zablokowania swojego progresu są też zminimalizowane przez otoczenie. Zazwyczaj jesteśmy w świecie złożonym z maksymalnie kilku ekranów, więc nie będzie sytuacji, że coś zostawiliśmy za sobą sporo wcześniej. Rozwiązanie jest gdzieś na Twoim ekranie. Wystarczy kliknąć. Największym zmartwieniem może być to, która część ciała ma wykonać daną czynność, ale brzmi to o wiele bardziej skomplikowanie, niż jest w rzeczywistości - uspokajam.
Korpus
Niestety, wersja Switchowa klikania nie ułatwia. Mam wrażenie, że ona niekoniecznie ułatwia cokolwiek, ani nie ma też nic wspólnego ze sprawnym kawałkiem kodu. Pan Coo może i jest podzielony na kilka kawałków, ale żaden z nich nie zakłada przyjemnego doświadczenia na konsoli Nintendo. Patche są pewnie w drodze, wydają się nieuniknione, ale sam miałem po premierze kontakt z tym potworkiem. Tym, który potrafił mi odebrać jeden przycisk potrzebny do grania i zastąpić go wywołaniem menu opcji. Tym, który pozbawił mnie dźwięku w jednej ze scen i nie wczytał następnej, wymuszając restart. Tym, który nie wspierał Pro Controllera i uparcie chciał mnie zmusić do grania dotykowego. I finalnie tym, który po skończeniu gry postanowił mi zasłonić wszystko assetami z końcowej zagadki, uniemożliwiając obejrzenie. To ta gra, w której nawet jak wiesz coś doskonale, to nie klikaj za szybko, bo się coś odwali.
Tym zabawniej, że The Many Pieces of Mr. Coo, jest grą, którą możecie ukończyć w niecałą godzinę. Nawet nie tyle możecie, co to po prostu zrobicie. Trudno mi sobie wyobrazić, żeby klikać w tak niewielką liczbę możliwości dłużej. Czasem będzie potrzeba chwila zastanowienia, ale szybko wrócicie na właściwe tory. To jednak nie zwalnia was z odpowiedzialności, żeby z nie swojej winy odpalać grę wielokrotnie i oglądać jej menu.
Głowa
Ktoś tu po prostu nie doszlifował projektu. Praca artysty nie poszła na marne, tym da się bardzo łatwo zauroczyć, ale prostota całości i uciążliwość programu utrudnia jakiekolwiek polecenie tej przygody. Jeszcze trudniej o pozytywną notę, mimo że wizualnie mi się to naprawdę podobało. Dźwięk też wypadał super… jeśli tylko postanowił się nie wyłączyć. Z chęcią rzucę okiem na zapowiadaną pod koniec kontynuację, ale mam nadzieję, że przyjdzie do mnie bardziej dopieszczona.
Dziękujemy za klucz do recenzji firmie Mark Allen PR