Recenzja Tales of Graces f Remastered na Nintendo Switch
Choć miłość do jRPGów jest duża, to seria Tales of zawsze mnie mijała. Czy to z braku konkretnej konsoli, czy z mnogości lepszych/bardziej kuszących konkurentów na rynku. Próbowałem cenioną Vesperię, ale szybko zboczyłem z kursu. Spędziłem trochę czasu z najnowszym Arise, ale tam też do końca nie zagrało - choć przyznaje, że wizualnie zawsze mnie będzie kusiło. Bandai Namco robi jednak wszystko, żebyśmy tak łatwo nie pomijali tej serii. Jeśli nie ma nowych odsłon - od Arise już kilka lat minęło - to dostaniemy możliwość wrócenia do poprzednich na nowych sprzętach. Tak na Switcha trafił remaster Symphonia, który niestety nie dojechał ze swoim aspektem technologicznym - ku zaskoczeniu wszystkich, bo to przecież stara gra - a teraz wjeżdża Tales of Graces. Z dopiskiem f, który świadczy o bazowaniu na ulepszonej wersji z PlayStation 3.Siłą serii jest to, że bardzo rzadko tworzy ona klasyczne sequele. Każda gra przenosi nas w inne miejsce, daje innego bohatera i pozwala się bawić bez znajomości oryginału. Niby nie jest to novum w świecie jRPGów, bo Final Fantasy i Dragon Quest też zazwyczaj tak robią, ale sama świadomość tej ósemki czy dwunastki w tytule może człowieka uwierać - dla kogoś może brzmi to dziwnie, ale zapewniam, że tak właśnie jest u drugiej połowy z nas, graczy.
W Tales of Graces f trafimy do świata Ephinea, który podzielony jest na kilka królestw. W jednym z nich poznamy naszego protagonistę, Asbela Lhanta, jego grono znajomych i nowo napotkaną, cierpiącą na amnezję Sophie. Ich heroiczne zabawy i wybryki krzyżują się z prawdziwym zagrożeniem, a ratunek przychodzi z nieoczekiwanego kierunku. Sophie poświęca się dla nich i ponosi najwyższą karę. Śmierć bliskiej osoby, a dokładniej niemożność jakiejkolwiek pomocy, mocno oddziałuje na naszego protagonistę. Postanawia on spełnić swe marzenie o zostaniu rycerzem, co jest sprzeczne z oczekiwaniami wszystkich wokół.Intryga stara się zarazić nas swoją dojrzałością, a jej średniowieczno rycerskie naleciałości sprawią, że przystępnie się ją śledzi. Z początku daleko nam do cudów, magii i tajemnych cywilizacji (przynajmniej nie są one aż tak odczuwalne), na które i tak musimy skręcić, by odhaczyć jRPGowe oczywistości. W głowie Asbela starcie będzie pomiędzy odgórnym obowiązkiem/przywilejem zostania władcą a marzeniem i kroczeniem swoją ścieżką. To naturalnie budzi odmienne uczucia u najbliższych. Wyadoptowany brat, którego rozłąka od rodziców miała ugruntować Asbela, jako przyszłego króla, musi mieć swój pogląd na taką zdradę stanu - szczególnie, że sam za to "zapłacił". Wszystkie nadnaturalne następstwa są już w dużej mierze pokłosiem samej Sophie, z którą nasze ścieżki się ponownie skrzyżują 7 lat po jej domniemanej śmierci. To, jak do tego doszło i kim jest Sophie, pozostawię do odkrycia. Kończąc wątek fabularny, przyznam, że poznawanie protagonisty od bycia dzieckiem do jego dojrzalszej formy, jest zabiegiem skutecznym i faktycznie łatwiej o jakiś emocjonalny stosunek w jego kierunku. Trudno jednak zaprzeczyć, że postacie są dość jednowymiarowe, a cała otoczka zahacza o sztampę. Niemniej ja nigdy nie miałem problemu z fabułą w Tales of (bohater Vesperii zawsze wydawał się ciekawy), a z jej mechanikami. Uwielbiam gry taktyczne. Turowe pojedynki, wybieranie skilla, spokojne tempo. Na nich się wychowałem, je celebruję, ale wiem, że idą do “lamusa”. Nawet Final Fantasy XVI zerwał z tym doszczętnie, co… nie jest wcale takie złe, jeśli idzie się w to na całego. Ja zwyczajnie nie lubię półśrodków. Jeśli mam mieć akcję, to niech będzie dynamiczna, niech cały czas coś się dzieje. Jeśli tury, to spokojnie, mogą stać w miejscu. Dajcie listę dostępnych skilli i się będę świetnie bawił. Tales of ma to do siebie, że ta akcja jest trochę na niby. Nawet jak nabiera tempa i dynamiki w późniejszych fazach (tj. posiadając więcej możliwości). Graces f bardzo mocno mi w tym przypomina Arise, które po latach uciekło głównie graficznymi wodotryskami i efekciarstwem. Trafiasz na zamknięte pole, po którym w miarę swobodnie biegasz, ale ciosom brakuje impactu - idąc za najnowszymi trendami “walka NIE JEST mięsista”. Sprawiają wrażenie poczekalni na odnawiające się w tle arty/skille, które mocno przyspieszają wykończenie przeciwnika. Niby jest blok, unik, ale to nie jest gra akcji. Niby aktywować można listę artów, ale to nie turowa rozgrywka.
I nie chcę przez to powiedzieć, że sam system walki jest popsuty i płytki. Wszytko zależne jest od naszych preferencji. Grając na domyślnym semi-auto, gdzie gra pomaga nam z wieloma aspektami, można go odebrać jak mashowanie przycisków - i pewnie większość gry przejdziemy na bezmózgim trybie zombie. Decydując się na dostępny manual, poczujemy nieco więcej głębi, która leży w tych fundamentach. Blok, który ma swoje fazy ładowania, arty podszyte żywiołami, pasek “stabilności”, który zapełniony pomoże stun’ować przeciwnika, a wyczerpany narazi na to nas, oraz różnorakie sposoby na generowanie kluczowych dla naszych specjali punktów CC. Nie mówię, że to kiepski model, ale po prostu nie daje mi on zbyt wielkiej satysfakcji.
Jeśli jest coś, co niepodważalnie należy uznać za kulę u nogi tej produkcji, to jej dungeony. Zazwyczaj korytarzowe i nudne. Okazjonalnie oferują coś więcej, ale w znacznej większości to biegnięcie przed siebie. Nawet niekoniecznie jest na co popatrzeć.Tales of Graces f Remastered to w porządku gra, do której zwyczajnie nie mam miłości. I nie jestem zwolennikiem oszukiwania samego siebie, bo inni chwalą. Ta seria mi zwyczajnie nie leży, ale nie fair byłoby tę grę karać oceną. To, że mam z nią (mocno indywidualny) problem, nie oznacza, że będę ją teraz gnoił, kiedy widzę wszelkie dopieszczone tu mechaniki.
Dziękujemy za klucz do recenzji firmie CENEGA Polska
Plusy:
Fabularne podwaliny są solidne i łatwo o emocjonalny stosunek do bohaterów. Wątki i rozterki są klarowne, nawet jeśli nie czeka na was żaden szok i niespodziewany zwrot
W tej walce jest głębia (ale po nią należy się zapisać samemu)…
Minusy:
…tyle że ja niezmiennie nie mam do niej miłości, a w domyślnej wersji jest naprawdę blisko mashowania ataku do znudzenia
Dawno temu grałem w Tales of Symphonia na GC i chyba Tales of Phantasia na GBA. Pamiętam,że bawiłem się dobrze.
Może kiedyś dam szanse Tales of Graces f
korazdrzewa
24.01.2025 14:23
Ja od teraz zarzekam się tylko rzucić okiem na jakąś wyjątkowo kuszącą NOWĄ odsłonę. Chociaż jak od Arise się odbiłem (może kiedyś wrócę na Steam Decku) to chyba nie jest mi dana ta seria
Niko