Recenzja Street Racer Collection na Nintendo Switch 2
Jedna kolekcja - cztery gry. Tylko że te cztery gry, to tak naprawdę jedna, ale wydana na różne sprzęty. Street Racer to stara gra wyścigowa/gokartowa, która łączyła elementy rywalizacji w małych samochodach z walką. Świat gdzie Mario Kart spotykają Street Fightera.Gra powstała w 1994 roku na konsole Super Nintendo, a później, każdego roku, wydawana była na sprzętach pokroju Sega Mega Drive, Game Boy, czy MS-DOS. To właśnie te wersje zostały spakowane w jedną kolekcję, która trafiła na Nintendo Switch 27 listopada 2025 za sprawą QUByte Interactive. Wszystkie pozycje dostępne z poziomu menu, oferujące delikatne opcje graficzne (pixel-perfect, efekt CRT) oraz zeskanowane materiały archiwalne, jak okładki czy instrukcje, co zawsze miło widzieć w takiej kompilacji.
Jest to więc pakiet zasadny, nijak nie wybrakowany, ale posiadający wewnątrz tytuł, który najlepsze lata ma już dawno za sobą. Kiedyś można było to porównywać z pierwszym Mario Kart. Dziś to raczej ciekawostka, której ciężko będzie znaleźć pozbawionych nostalgii odbiorców. Głównym motorem napędowym produkcji względem takich Mario Kartów, jest okazjonalna brutalność. Podczas jazdy możemy okładać pięściami swoich oponentów, a trasy są wypełnione bombami i innymi rzeczami uprzykrzającymi życie. W teorii bardzo fajne, ciekawe, ale w praktyce, gdy trudno jest w ogóle zobaczyć cokolwiek na trasie, to bywa raczej frustrujące.
Trasy to dość duży problem Street Racera, bo żadna nigdy nie stara się czymkolwiek zaskoczyć. Są oczywiste, oklepane i nudne. Kwestia czasów, rozumiem, pierwsze MK też nie miało się czym pochwalić, ale gdy dorzucimy do tego te wszystkie wspomniane przeszkadzajki, to do spółki z brakiem widoczności nie będzie to nic przyjemnego. Wyścigi raczej były męczące, niżeli gwarantowały dopaminę.Każda z gier zakłada przebrnięcie przez kilka pucharów z dość oczywistym systemem punktacji po każdym z wyścigów, a w większości możemy liczyć na tryby dodatkowe. Rumble, gdzie należy utrzymać się na planszy, Piłka nożna, która mówi sama za siebie i DOSowe wyścigi top-down, które podobnie jak w przypadku Kirby Air Riders były moim oczkiem w głowie przez wspomnienia z Micro Machines. Nie będzie to nic wyjątkowego, ale pokazuje, jak przyjemniej było się ścigać w takiej perspektywie te X lat temu.
Wrócę jednak do tematu braku widoczności, bo moim absolutnym faworytem jest tu wersja z Game Boya. Na dużym ekranie, gdy zostanie to odpowiednio rozciągnięte, jesteśmy skazani na coś, co widzicie poniżej. Próba ustalenia, co się dzieje na ekranie, jest zbędna. W ferworze wyścigu moje oko nigdy nie było w stanie się do tego dostosować. Na małym wyświetlaczu to się jakoś może spinało, ale w takiej kolekcji sprzedawanej ludziom, to już produkt niegrywalny i rzucony dla sztuki. Jakby był w pakiecie z licencją na pozostałe i żal było zmarnować. Dla mnie gry, to są tu trzy...…Jak już pogodzimy się z marginalnymi różnicami, które najlepiej zobrazują postępy graficzne na poszczególnych sprzętach. Poza nimi to wersja oryginalna ze SNESa pozostanie chyba tą najprzystępniejszą w 2025 roku, choć w każdej będziemy się mierzyć z dość chybotliwym sterowaniem i bardzo znikomym ciężarem wozów. Trudno się dostosować, a finalnie można się zapytać - czy jest w ogóle sens? Piłka nożna sympatyczna, acz chaotyczna i nieczytelna. Wyścigi podobnie. To raczej pierwiastki radości pomnożone x3 (bo ja serio Game Boya liczyć nie zamierzam).
Dziękujemy za klucz do recenzji firmie QUByte Interactive
Plusy:
Kompilacja oferująca standardowe opcje modyfikacji grafiki - nie zawsze są, więc doceniam
Skany okładek i instrukcji - dla fanów wartościowe
Top-downowe wyścigi w wersji MS-DOS
Minusy:
Różnice między grami są często tylko graficzne
Model sterowania jest stanowczo zbyt chybotliwy
Czytelność każdej gry kuleje…
…a wersja z Game Boy to już tylko upchnięta kolanem ciekawostka