Final  1

Właściciel zdjęcia: Aspyr

Recenzja Star Wars: Episode 1: Jedi Power Battles na Nintendo Switch

O ile polityka firmy Aspyr zakłada wygładzanie tekstur w przygodach Lary Croft czy niedawnym powrocie do Soul Reavera, tak Star Warsy idą swoją ścieżką. Dla mnie niezrozumiałą, bo rzucającą nas w sam środek bagna. Przez ten nawilgocony obszar mam na myśli doświadczenie wierne temu, co było kiedyś. W przypadku Star Wars: Episode I: Jedi Power Battles oznacza to powrót do roku 2000. Nawet nie wersji z PlayStation, która podobno cechowała się destrukcją otoczenia, a tej biedniejszej, z Dreamcasta.
2025012612015500 s
Jedi Power Battles to gra akcji. Krzyżówka beat’em upa i platformówki, choć przypisywanie do obu powyższych (ulubionych) gatunków przyprawia mnie o lekki ból głowy. Bo to ani nie jest dobry beat’em up, ani tym bardziej platformer. Jakikolwiek szum medialny wywołany przez tę grę wiąże się z jej poziomem trudności. Brutalnym, bezkompromisowym, ale w dużej mierze związanym z wszechobecną pokracznością.

Fabuła luźno opiera się na pierwszym epizodzie kultowej sagi, rzucając nas na kolejne mapy aż do walki z Darth Maulem. Klasycznie trafimy na Naboo czy Tatooine, a cel nasz będzie zawsze ten sam - PRZETRWAĆ! One mogą być różnie opisane, historycznie przykryte jakimś lakonicznym opisem na start levelu, ale w dużej mierze zakładają pokonywanie kolejnych fal wrogów i... tyle.

“Odświeżona” odsłona zapewnia nam pełen wachlarz postaci do wyboru. Tak podstawowych Jedi, jak i wszystkich dostępnych do odblokowania na każdej platformie - taki Ki-Adi Mundi był ekskluzywny dla konsoli Segi. Tworzy nam to duety dalekie od kanonicznych, ale trudno narzekać na zwiększenie możliwości. Inna sprawa, że sam feeling walki jest bardzo zbliżony niezależnie od wybranego bohatera. Każdy posiada kilka ataków, które może i miewają inne animacje, ale nijak nie wpływają na wrażenia z gry. Podobnie ma się sprawa z ich mocami specjalnymi - może jakieś zachłyśnięte Gwiezdnymi Wojnami oko dopatrzy się czegoś więcej, ale dla mnie to ta sama śpiewka.
2025012612214500 s
Na przestrzeni swoich 10 leveli gra szybko zaczyna nużyć swoją konstrukcją. Niby jest to wpisane w beat’em upowe koszta (idź, wybij, idź, wybij), a jednak levele potrafią ciągnąć się tu zdecydowanie za długo. Brakuje im dobrego tempa, które dobrze wyegzekwowane podświadomie namówi nas na “jeszcze jeden”.

Na szczęście istnieje opcja rozgrywki kooperacyjnej, a przecież wszystko raźniej robić we dwójkę - nawet cierpieć w Jedi Power Battles. Niestety, co-op wydaje mi się potęgować poczucie beznadziei za sprawą swojej niewspółpracującej kamery. Biedna nigdy nie wie, którym z graczy się kierować, a platformowe naleciałości i wertykalność terenów utrudniają jej ten proceder. W najprostszych słowach sami się będziecie nieustannie blokować. Jeden nie pójdzie, bo drugi jest z tyłu, a ten z tyłu niekoniecznie będzie miał jak przyspieszyć, bo kamera mu tę możliwość odbierze. Definicja uciążliwości.
2025012611584700 s
Sama moja niechęć do tej gry nie jest podyktowana jej poziomem trudności (w końcu soulslike to mój ukochany gatunek), czy niechęcią do Gwiezdnych Wojen (tej nie neguję, ale potrafię docenić dobre gry z tego uniwersum). Star Wars: Episode I: Jedi Power Battles ma w moich oczach po prostu bardzo mało do zaoferowania i mam nieodparte wrażenie, że miało niewiele więcej te 25 lat temu. To produkt żerujący na marce i czekający na naiwnych fanów. Aż zachciało mi się wrócić do tworzonego na licencji Władczy Pierścieni Powrotu Króla, który przecież też był taką łupanką. 3 lata młodszą, ale zdecydowanie bardziej rozbudowaną, ciekawszą i przystępniejszą. Dziękujemy Aspyr za ładną galerię artów, ale mam wrażenie, że w pojedynkę nie usprawiedliwi ona ceny na poziomie 80 złotych.

Dziękujemy za klucz do recenzji firmie Sandbox Strategies


Plusy:

Thumb Up

Wszystko odblokowane od pierwszego włączenia - co daje nam możliwość doboru postaci z większej puli (wszystkie naturalnie na filmowej licencji)

Thumb Up

Galeria artów to zawsze jakaś przesłanka dodatków do starej gry…


Minusy:

Thumb Down

…ale na tym się wkład kończy, bo cała reszta jest żywcem z 2000 roku wyjęta

Thumb Down

Walka jest nużąca, a sekcje platformowe jej dorównują

Thumb Down

Kamera w kooperacji blokuje się notorycznie

Thumb Down

Wygórowany poziom trudności to nie efekt fajnych pomysłów, a mechanicznej pokraczności

4 / 10

Nasza ocena

Awatar

Niko Włodek



Komentarze (0)

Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz