Recenzja Nintendo World Championships: NES Edition na Nintendo Switch
Nintendo World Championships zostało zainicjowane w 1990 roku. Zawody dzielące graczy na trzy kategorie wiekowe miały objazdówkę po całych Stanach Zjednoczonych. Celem turnieju było osiągnięcie jak najlepszego wyniku w trzech popularnych grach - Super Mario Bros., Rad Racer i Tetris.
18 lipca 2024 roku Nintendo wyszło z inicjatywą przeniesienia zawodów do domów graczy. Nintendo World Championships: NES Edition bierze na tapet kilkanaście popularnych gier japońskiej firmy i dzieli je na mniejsze konkurencje oceniające naszą szybkość. Łącznie daje nam to ponad 150 minigier o różnym stopniu złożoności. Od błyskawicznych zakładających pokonanie trzech wrogów w pierwszej Zeldzie, aż po te wymagające nieco więcej, jak szybkie przejście całego pierwszego Super Mario.
Speedrun
Nikt nie będzie czuł się przesadnie oszukany. Nintendo dało graczom to, co obiecało. Produkt skierowany do tych najbardziej zawziętych fanów retro, którzy chcą przede wszystkim udowodnić sobie, że coś da się zrobić szybciej.
To właśnie ten uzależniający pierwiastek całości, który należy połknąć, żeby zaakceptować najnowszą pozycję studia. Pozwolić się przenieść do przeszłości, kiedy zaprezentowane tu gry były na absolutnym topie oraz mieć na tyle samozaparcia, by powtarzać pozornie głupie rzeczy w nieskończoność. Ze swojego doświadczenia z tytułem powiem, że bardzo (bardzo!) o to łatwo. W pierwszym offline’owym trybie ekran dzieli się na dwie części, gdzie jedna odpowiada za aktualną rozgrywkę, a druga pokazuje nasz najlepszy czas. Przejścia oceniane są za pomocą liter, a S podpowiada nam, że trudno będzie zrobić coś jeszcze szybciej - różnice będą marginalne.
Każda rozgrywka daje nam monety, za które zwiększymy bazę naszych minigier oraz zakupimy przedmioty kosmetyczne, jak avatar dla naszego profilu. Jest to bardzo bogata lista… bardzo błahych rzeczy. Umówmy się, że kolekcjonowanie pinezek za osiągnięcie rangi A (w każdej z minigier), czy odkrywanie avatarów z kolejnych tytułów, to niekoniecznie obudowa godna pochwały. Jest to taki sam dodatek jak możliwość ustawienia sobie ksywki pod nickiem, czy określenie ulubionej gry. Fajnie, że istnieje, ale nijak nie generuje większej wartości produktu.
Online’owy falstart
Jakkolwiek przyjemnie rywalizuje mi się z samym sobą lub zaproszonymi lokalnie znajomymi (istnieje tryb party), tak całość Nintendo World Championships: NES Edition się w tym zamyka. W niekończącej się spirali podnoszenia grzyba, zbierania monetek, powerupów, czy szybkiej eliminacji wrogów. Spora część minigier to bardzo dynamiczne wycinki z archiwalnych gier. Jest to produkt dla bardzo wąskiego grona i niestety nie robi wiele, żeby swoje horyzonty poszerzyć.
Główne mankamenty tkwią w zawartości online, a szczególnie w trybie Survival, który imituje popularne Battle Royal - najwolniejszy odpada. Łatwo mi sobie wyobrazić zainteresowanie taką pozycją, gdyby tylko była poświęcona mu większa uwaga. Otóż przystępując do tych bardzo krótkich zawodów (zaledwie trzy gierki z wcześniej przygotowanej puli - powinno być więcej) ścigasz się z… duchami wyników innych graczy. Także ściganie się ze swoim duchem, zamieniasz na duchy innej siódemki śmiałków, gdzie tylko Ty możesz popełnić jakiś błąd. Gdzie element presji? Jakiś minimalny stres w rundzie finałowej? Moment, gdzie nawet najlepsi mogą pomylić piksele? Nie ma. I to jest bardzo surowe doświadczenie.Ostatni z trybów to ten mistrzowski, gdzie również przystępujemy do rywalizacji w z góry określonych gierkach. Z tym że tutaj musimy udowodnić swój najlepszy wynik. Potwierdzić swoją wartość, by potem porównać się z innymi w danej kategorii wiekowej. Pula gier ma zmieniać się każdego tygodnia, ale czy to wystarczająca wymówka, by ten tytuł kupić? Nic więcej nie zostało tu przewidziane. To ładnie opakowane szybkie konkurencje, w kilku różnych możliwościach zabawy.
Kwestionuję długowieczność. Sens zabawy w te 150 minigier, gdzie po godzinie lub dwóch, będziecie spokojnie w połowie drogi poznawczej. Parę chwil później znali wszystko na pamięć i tylko ciekawość popchnie was do internetu, by zobaczyć, jak zrobić coś szybciej. Jak uniknąć przelotu dywanem w Super Mario i jak zoptymalizować swój czas eliminacji wrogów.Istnieje tu szansa, że Nintendo zadba o swój produkt i upewni się, że pula gier będzie rosła. Jest to jednak tylko szansa, a nie gwarancja. Na pewno byłoby o takie coś łatwo, ale że dalej niektórzy czekają na plansze do Mario Party, to zachowałbym pewien dystans. NES Edition za to podpowiada, że inne konsole też mogą doczekać się swoich pakietów w przyszłości. Przy odpowiedniej dawce nostalgii do sprzętu, jest to przyjemna ciekawostka. Nigdy jednak nie urośnie ponadto. Z jednej strony od początku trzeba zakładać, że taki zbiór nigdy nie przyniesie rewolucji elektronicznej rozgrywce, ale z drugiej dało się to wszystko zrobić odrobinę lepiej.
Dziękujemy firmie Conquest Entertainment za dostarczenie gry do recenzji.
Plusy:
Uzależniająca rywalizacja z samym sobą - bo można to zrobić szybciej
Przejrzystość i schludność menu z łatwością dynamicznego odpalania kolejnych prób
Nostalgia - bo jak znasz ten sprzęt z dzieciństwa, to każdy Balloon Fight cieszy…
Minusy:
…bez niej trudno będzie o choćby minimalną sympatię. Zostaną jedynie jałowe wycinki ze starych gier
Po paru godzinach zobaczysz wszystko
Rywalizacja online powinna nieść ciężar tytułu, a jest jej największą bolączką