Recenzja Lollipop Chainsaw RePOP na Nintendo Switch
Lollipop Chainsaw to slasher z 2012 roku stworzony przez Grasshopper Manufacture. I o ile sama nazwa studia mówi niewiele, tak zagłębienie się w szczegóły już napawa większym optymizmem. Na stanowisku reżysera zasiadł kreatywny Suda 51 do spółki z Jamesem Gunnem (tak, tym Jamesem Gunnem), a za muzykę odpowiedzialny był doskonale znany z serii Silent Hill, Akira Yamaoka. RePOP to odświeżona wersja, która trafiła na współczesne platformy 12 września 2024 roku - o powodach spóźnionej recenzji za chwilę.W produkcji wcielimy się w cheerleaderkę Juliet, która… walczy z hordami zombie z piłą mechaniczną w rękach. O żadnej normalności nie może tu być mowy. Całość jest groteskowa. Horrorowy świat przykryty jest lekką komediową polewą i słodziasznymi finisherami. Dość powiedzieć, że ten armageddon zaczyna się w dzień randki Juliet ze swoim ukochanym, który teoretycznie będzie nam towarzyszył przez całą grę. Przynajmniej jego jedna, gadająca część.
Z pozycji gracza macie się przede wszystkim dobrze bawić. Czy tutejszym humorem, który sypie żartami na każdym kroku (z mieszanym skutkiem, ale odbiór pozytywny), czy totalną rozwałką, która stara się serwować swoje wewnętrzne gagi. Lollipop często wychodzi z propozycją minigry, która modyfikuje nasz odbiór masowej zagłady. Kombajnem rozjedziemy setki przeciwników, a innym razem zagramy w koszykówkę ich głowami - brzmi fajnie, ale prawdę powiedziawszy to po prostu wybijanie zombie na czas.Lwią część rozgrywki spędzicie na machaniu piłą w rytm popowej muzyki. Ta niestety została podmieniona w odświeżonej wersji (zakładam, że prawa autorskie wygasły), ale wciąż pozostaje w tanecznym klimacie. Na odblokowanie czeka ogrom rzeczy. Od klasycznych ulepszeń statystyk protagonistki, po nowe combosy, aż po stroje. Stroje, które dla wielu będą pewnie ważniejsze w tej grze, niż w jakiejkolwiek innej. Juliet jest nastawiona na emanowanie seksapilem. Rzut kamery często nie jest tu dziełem przypadku, a umyślnym rozbudzeniem fantazji - jeśli ktoś się na to łapie. Sprawia to, że to na jej barkach ciąży odbiór gry przez graczy. To w niej tkwi sekret całości. Nie tylko w tym, jak wygląda, ale jak niewinnie zachowuje się w obliczu wszelkich tragedii. Zadziorna, ale nigdy nie gubiąca swojej młodzieńczej naiwności. Wesoła jednostka, dzięki której tę grę się tak lekko przyjmuje. Gdyby całość była poważna, a świata i bliskich broniłby gość z piłą, to nikt nigdy by o tym nie usłyszał, a już na pewno nie dwukrotnie przy okazji remake’u/remastera.Bo gra się w to… jak w starą grę. Czuć tu pewne minione dawno standardy. Te ogromne znaczniki nakazujące wcisnąć jakiś przycisk i za nim idące ograniczenia mechaniczne. Naciśniesz i się dzieję. Wielokrotnie też wyczujecie na jak małe segmenty są podzielone kolejne mapy. Co kilka kroków zastaniecie przerywnik filmowy albo jakąś prowizoryczną ścianę, którą będzie można zniszczyć dopiero po pokonaniu kolejnej fali. To są rzeczy rażące, ale nie odpychające dla tych, którzy już mieli z nimi styczność lub się na nich wychowali. Akceptujemy je dla przyjemniejszego odbioru.
Sam model walki jest prosty i efektowny. W zasadzie to drugie jest tu nadrzędne. RePOP dorzucił jeszcze więcej efektów od siebie, więc nastawcie się na kolorowe wybuchy i strzelające gwiazdkami odcięte głowy. Tak samo wesołe, co i wtórne, bo prawdę powiedziawszy, nigdy nie czułem się zmuszony robić cokolwiek więcej niż machać podstawową serią. Zmiany przychodzą tylko z bossami, za których robią tu heavy metalowe demony. Niestety, są one tę najmroczniejszą stroną całości - w obu znaczeniach tego słowa - bo choć zmieniają patent, który trzeba powtarzać, żeby wygrać, to nigdy nie zmieniają jednego - nudy im towarzyszących. Wizualnie dają radę, ale mechanicznie najczęściej irytują, uciekają i rzadko kiedy wiążą się z frajdą, która towarzyszyła nam wcześniej.Jest jeszcze jeden mankament, który został tu nadużyty. Stepowanie chłopakiem, który pomaga nam przeskoczyć wyższe ogrodzenia, czy heroicznie donieść coś ciężkiego na miejsce. To taka wyszydzana męskość, gdzie ten gibie się w jakimś zombie ciele, a nam pozostaje wciskać przyciski w formie QTE. Jeśli wprowadziliby to raz, to pewnie bym zapomniał i nawet się uśmiechnął. Problem w tym, że każda misja ma jeden taki moment albo nawet ich kilka. Niby nie są to rzeczy zaburzające całkowicie odbiór, ale tak chamskiego kopiuj-wklej trudno nie wytknąć. Podobnie ma się sprawa z często zapętlonymi tekstami naszego nietypowego kompana. Szybko to wyczerpuje swoją przydatność dla świata.
A jeśli o przydatności dla świata mowa, to wersja na Switcha dopiero niedawno takową zyskała. To właśnie z tym wiąże się opóźnienie recenzji, do której dostęp otrzymałem dopiero po sprzątaniu. Wcześniej było tragicznie, a teraz jest… jako tako. A przez jako tako mam na myśli, że grę da się ukończyć bez większego zgrzytu. Trzeba zaakceptować nieco wolniejszą walkę (widziałem jak Juliet śmiga na innych konsolach, więc dostaliśmy ociężałą wersję cheerleaderki), nieco dłuższe loadingi i zamglone otoczenie. Zestaw klasyczny dla Switcha, więc pewnie wszyscy przyzwyczajeni. Dla zaprawionego w bojach pytanie będzie jedno - da się grać, czy nie? Odpowiadam: da się!Do pokonania mamy zaledwie kilka poziomów (6 + prolog), które składają się na nieco ponad 4 godziny zabawy. W gatunku slasherów jest to wystarczający czas, żeby nie dać się znudzić, ale w samej konstrukcji mogli ustrzec się kilku defektów. Bo o ile ta gra JEST wesoła, protagonistka pocieszna, a eksterminacja zombie daje ogrom frajdy, tak pewien element zmęczenia będzie tu nieunikniony. Niektóre akty są okrutnie rozwleczone, powielają motywy, a wykańczanie kolejnej fali da pierwsze oznaki o zbliżającym się festiwalu ziewania. Wolałbym więcej poziomów krótszych niż 6 długich. W ten sposób łatwiej przyswajać całość i grać z doskoku, co działałoby na korzyść akurat takiej gry. Gry specyficznej, ale w dobrym tego słowa znaczeniu. Bawiłem się dobrze, nuciłem Lollipop po wyłączeniu, ale poważnie bym przemyślał szybki powrót.
Lolipop, lolipop
Oh, loli, loli, loli
Lolipop, lolipop!
Dziękujemy za klucz do recenzji firmie Dragami Games
Plusy:
Frajda - tak po prostu, bo wybijanie tych zombie ma cieszyć i to robi
Groteska świata, z którą trzeba się polubić
Humor - choć specyficzny i nie zawsze trafia
Juliet to świetna protagonistka idealnie skrojona pod założenia twórców
Sporo rzeczy do odblokowania - od strojów po combosy (nie na jedno przejście gry)
Muzyka - nawet jeśli gorsza niż w oryginale, to wciąż się broni i spełnia swoją taneczną rolę
Minusy:
Level są często przesadnie rozwleczone i przydałoby się je podzielić na mniejsze części
Wtórność - i ta płynąca z powtarzalnych motywów danej planszy, jak i kolejnych fal do wykończenia
QTE z gibającym się chłopakiem szybko się wyczerpują, a są nadużywane
Bossowie są w większości irytujący i nudni (nie trudni, a uciążliwie rozwleczeni)
Pamiętam, że czasach PS3/X360 byłem mocno podjarany tą gra, a potem mocno się odbiłem.
Początek był fajny, ale monotonia, wtórność i QTE , których nie lubię szybko ostudziły mój zapał i Lolipop posdzło w odstawke.
korazdrzewa
09.12.2024 12:40
To tekst raczej tylko utwierdzi Cię w przekonaniu, żeby nie próbować ponownie ;)
Niko