Recenzja Let Me Sleep na Nintendo Switch

Trasa gry z telefonów komórkowych na Switcha jest coraz bardziej popularna. Często zahaczamy o to zjawisko, które budzi zawsze te same obawy. Najpierw zaczynamy spłycać gameplay do granic możliwości (bo cóż w świecie mobilek mogli wymyślić?), a potem pojawia się dodatkowy strach związany z wylewem mikropłatności.

Let Me Sleep od Brave Giant może nie obroni mobilek przed tym pierwszym dogmatem, ale o natłoku reklam i natarczywym sięganiu do portfela nie ma tu na szczęście mowy. Jest to gra z gatunku puzzli/łamigłówek, gdzie na naszej drodze staną zastawione przez twórców zagadki. Na Nintendo Switch trafi 6 czerwca 2024 roku.

Let Me Sleep wpisuje się w ogólnie przyjęte ramy gatunkowe. Nie próbuje opowiadać historii, a swój gameplay ogranicza do serii kolejnych leveli stojących na drodze gracza. Dostajemy zasypiającego protagonistę, który chce po prostu się wyspać. To cała filozofia gry - zgasić lampkę i się położyć.

Problem w tym, że nie będzie to jedyna przeszkoda. Bohater żyje bowiem w mieszkaniu pełnym duchów, zjaw i innych stworzeń nieznanego pochodzenia. Złe moce (na pewno somsiad!) próbują mocno utrudnić mu zmrużenie oczu, a to otwiera przed nami pole do złośliwych manewrów twórców.

O ile każdy level będzie odbywał się w tej samej sypialni, próbując położyć się na tym samym łóżku i zgasić tę samą lampkę, to cała reszta będzie zmienna. Elementy wystroju będą szaleć, odkryjemy wnęki wcześniej niewidoczne, a wszystko po to, by rozszyfrować dany level. Pomysłowość twórców jest godna podziwu. Oczywiście, przy tak komediowym zabarwieniu mieli naprawdę szerokie pole do działania, ale trudno tu odczuwać przesadną wtórność. Czasem ukrywają przed nami jakiś kod, innym razem oczekują połączenia przedmiotów po wcześniejszym ich odszukaniu.

Mapka jest mała, więc wszystko na pewno wyklikamy w swoim czasie. Trudno tu oczekiwać zaćmienia totalnego po stronie gracza i napotkania przeszkody nie do przejścia. Jeśli teraz czegoś nie widzisz, to zaraz zauważysz. Kombinacji po prostu nie może być zbyt wiele. Nie tutaj. Nie przy tak wąskich horyzontach tego świata.

Levele to często kilka prostych rzeczy do wypatrzenia. Parę kliknięć i do następnej misji. Spostrzegawczość będzie tu najbardziej pożądana. Trudno tu mówić o prawdziwym łamaniu głowy. Raczej relaksujące granie i obserwowanie kreskówkowego otoczenia. Ma to swój żartobliwy charakter. Mobilny, jasne, ale nie odpychający.

Nie czuję nawet podstaw do przesadnego lania wody. Czeka na was 58 leveli, co przy ich czasie trwania może budzić lekki niedosyt. Przez większość po prostu przemkniecie, jak już wpiszecie się w tutejsze założenia. Są elementy kosmetyczne, którymi możemy nieco zmodyfikować naszego bohatera, ale niewiele poza tym. To dodatki z gatunku tak samo miłych, co i zbędnych. Nie wydłuży to dość krótkiej zabawy. Te niedoskonałości są jednak odzwierciedlone w bardzo zasadnej cenie 11,99 zł.

I wiem, że jak nie wiesz co powiedzieć, to powiedz, że ktoś jest sympatyczny, ale ta gra naprawdę taka właśnie jest. Czuć tu mobilne korzenie, ale nie te od ciężkostrawnych przodków. Wygląda ładnie, zaskakiwać zagadkami próbuje, a przede wszystkim nigdy nie zmienia zasad gry, oczekując naszej adaptacji. Dostajesz to, co widzisz. Żaden hit, ale miło się patrzyło na kolejne nieprzyjemności w drodze do łóżka. A i za sterowanie dotykowe szanuje, bo niestety nie jest gwarancją nawet w tak proszących się o to produkcjach.