Recenzja Hitman: Blood Money - Reprisal na Nintendo Switch
Całe życie byłem wielkim fanem Hitmana. Odkąd pojawiło się pierwsze Codename 47, łysy zabójca był jednym z moich ulubionych bohaterów z gier. Seria miała swoje wzloty i upadki. Contracts wałkowało znane misje, ale daleki byłem od narzekania, bo wzięli co najlepsze z jedynki i mogliśmy rozegrać te perełki w przystępniejszej formie - graficznej i mechanicznej. Sporo narzekań było też słychać przy Absolution, kiedy zadania zostały podzielone na mniejsze etapy - sam nad tym boleje.
Dziś jesteśmy po bardzo udanej trylogii odświeżającej markę, ale w moim sercu zawsze było specjalne miejsce dla Blood Money. Ta Krwawa Forsa urzekła mnie w 2006 roku i pamiętam, że wtedy jeszcze jako nastolatek biegłem na premierę do sklepu po swoją kopię.Tytułem wstępu muszę po prostu nadmienić, że jestem stronniczy. Lubię Hitmana, uwielbiam Blood Money, więc jej lekko odkurzona wersja Reprisal mnie cieszyła, zanim w ogóle zobaczyłem, czym jest. I nie ma, że boli, bo wyszła oryginalnie na telefony. Radość ze Switchowej premiery 25 stycznia 2024 była duża.
Dygresja, czyli krótka historia starego PC-towca
Każdy gracz może mieć jakąś swoją historyjkę gamingową. Wspomnienie, które wryło się do głowy i niekoniecznie ma związek z serią headów sypanych innym online. Z wiekiem wszystko powszednieje, przeżywamy to coraz mniej, ale ja zawsze przytaczam właśnie 2006 rok i moje kupione za premierową cenę Blood Money. Pierwsza misja, nie licząc tutoriala, rzuca nas do hacjendy w Chile, gdzie przebywa dwóch baronów narkotykowych. Jeden kręci się blisko swojej winiarni, drugi siedzi twardo u siebie w domu.
Proste zadanie, z którym niekoniecznie lubiła się specyfikacja mojego blaszaka. Zawsze, gdy opuszczałem hacjendę po zabiciu głównego celu, komputer się resetował. Błąd krytyczny, nic nie zrobisz. Poszły trzy próby, a efekt zawsze był ten sam. Kryzys gracza PCtowego w tym specjalnym momencie, jak kupiłeś sobie pudełko na premierę. Za swoje pieniądze, którymi raczej nie szastałeś.Wtedy też Hitman zmusił mnie tak naprawdę do szukania alternatywnych rozwiązań. Jasne, one zawsze były, ale takie drugie Silent Assassin mogłeś śmiało przejść jak rasową strzelankę - zero frajdy, wiem. Wziąłem snajperkę, rozstawiłem przy wodospadzie, otworzyłem paluszki i czekałem aż gość wyjdzie na balkon. Musiałem przejść misje nie wchodząc do domu, żeby uniknąć błędu. Wyszedł, dostał, komputer się nie resetował, a ja mogłem ukończyć całą grę. Jak miałem się w tym tytule nie zakochać w tamtym momencie?
Wracając do Reprisal…
Zauroczenie było nieuniknione, nawet mimo licznych bugów na premierę. Dziś, przy Reprisal chciałbym napisać, że już ich nie uświadczycie, ale zdarzyło mi się, że mój cel znikał i pojawiał się na ekranie nieustannie. Jednorazowy przypadek. Irytujące, ale co mi zaimponował techniką w byciu niezauważonym to moje…Samo Reprisal nadaje wszystkiemu trochę przystępniejszej formy. Nie unowocześnia Blood Money graficznie - to w dużej mierze wciąż tak samo wyglądająca gra - ale dodaje niektóre patenty, które seria poznała na późniejszym etapie.
Te mniejsze udoskonalenia, jak znacznik z alertem, który informuje o wejściu na nieprzyjazny teren i uwadzę nieprzyjaciół, jak i poprawione celowanie z ramienia postaci i udostępnienie mierzenia żyroskopem dla odważnych - jeśli w ogóle ktoś strzela w Hitmanie. Ważniejszymi z gameplayowego punktu widzenia będą jednak minimapa u dołu ekranu (przydatna rzecz) i znany z nowszych odsłon tryb instynktu, który podświetla nam to i owo. Tego drugiego fanem nie jestem, ale czasami tak najłatwiej podejrzeć, czy gość w oddali to faktycznie nasz cel. Nie neguję jego istnienia, bo i nikt nie wymusza korzystania z niego.
Nie burzą one fundamentów rozgrywki, na moje oko ją wręcz umilają, ale przede wszystkim rzucają nieco nowego światła na nasze wspomnienia. Blood Money to kiedyś była rozbudowana gierka, a dziś te plansze są przed nami obnażone jako śmiesznie małe.
…i do Krwawej Forsy
Oczywiście to nie odbiera im uroku i klimatu, a pamięć do niektórych zadań szybko wróciła. Świadek koronny obstawiony przez agentów, wiejskie wesele, opera z próbami spektaklu, hotel z kasynem, czy klinika dla uzależnionych, to wszystko świetne misje. Blood Money może nie oferuje ich zbyt wiele (12), ale każda trzyma bardzo wysoki poziom. Nie ma tu dziwnych odchyleń, a wszystko trzyma się gatunkowych ram killera na zlecenie. Motywy strzelanin zostały ograniczone do minimum - do dwóch momentów by być dokładnym. Opisywanie poszczególnych z nich odbiera sens odkrywania, więc przemilczę i dam wam samym poszukać skrytych rozwiązań - choć nie zawsze tylko o zabicie kogoś będzie chodzić.
Nigdy nie byłem fanem kolekcjonowania broni, czy przekupywania cywilnych świadków za zarobiony hajs (tylko w formie tekstowej w podsumowaniu, czyli umownie), ale gdzieś to jest wpisane w całość i dodaje swoje trzy grosze do klimatu i siedzącego za laptopem agenta. Głos Diany zawsze miło usłyszeć, nawet jak te briefingi się doskonale zna. Po każdym udanym zleceniu dostaniemy rozkładówkę lokalnej prasy, na którą też fajnie zerknąć - w końcu dobrze wykonana robota! I trudno, że nie zawsze lubi się z polskimi znakami w naszym języku. Fajnie, że w ogóle można grać w lokalizacji kinowej (napisy). Lata mijają, a klimat dalej pozostał. Lata mijają, a… AI przeciwników niezmiennie bywa dyskusyjne. I to mówiąc delikatnie, bo jakby ktoś chciał się znęcać, to pewnie takich kwiatków dezorientacji ochrony trochę tu znajdzie. Możesz kręcić się za ich plecami przyczajony z garotą w ręku, a oni w najlepsze zakręcą się z Tobą. Zdziwieni, że jakiś łysy typ się czai. Grając prawilnie, mierząc w ocenę “Cichego zabójcy” takich ewenementów będzie niewiele, ale szukając ich, na pewno znajdziecie. Co tu dużo gadać - najmądrzejsi nie są, a ich miny żadną głębszą myślą nie skażone!
Sterowanie i duszenie też bywa zwodnicze. Czasami trzeba się ustawić idealnie za ofiarą, bo kawałek w te czy wewte i już nie mamy informacji o możliwości duszenia. Podnoszenie rzeczy ma się niewiele lepiej, gdy leżą jedna na drugiej. Znane problemy, na które niezmiennie nie znaleziono wygodnego rozwiązania - tutejsze przytrzymanie i wybór pożądanej opcji usprawnia w stopniu nieznacznym. Zawsze się trochę trzeba powiercić nad podświetleniem właściwej rzeczy, żeby było szybciej. W zasadzie to ten element, który irytuje mnie najbardziej. Masz już w głowie tę idealną akcję, ale sterowanie może mieć inne zdanie na ten temat.
I cóż z tego
Wszystkie te niedociągnięcia widzę, ale nie burzą mi one tutejszej narracji. Sam wątek jest bardzo zgrabnie prowadzony, a jego końcówka jest już ikoniczna nie tylko dla serii Hitman, ale dla gamingu ogółem. W menu przygrywa Ave Maria, która sama w sobie rozbudza wspomnienia, więc ja siedząc za Switchem, przepadłem totalnie. Zaoferowali mi powrót do przeszłości, ale nie wiem, jak odbiorą go Ci, dla których Blood Money będzie nowością. Wszelkie unowocześnienia mogą nie wystarczyć i nie zatuszować całej reszty sprzed kilkunastu lat - odpowiednie nastawienie wskazane. Ze swojej strony mogę (stronniczo!) polecić. Nie dość, że Hitmana brakuje na Nintendo (nie uznaje wersji w Chmurze), a to przecież świetna skradanka, to ten Reprisal jest przystępnej cenie (69 zł na start) i w formie gotowej pokazać, że stare gry mają się dobrze i można się nimi bawić również dziś.
Dziękujemy firmie Feral Interactive za dostarczenie gry do recenzji.
Plusy:
Zestaw fantastycznych misji (z potencjałem na najlepsze w całej serii)
Bardzo dobrze prowadzony wątek fabularny z genialnym finałem
Kilka przydatnych unowocześnień (minimapa, instynkt)