garten-of-banban-1kmk5

Właściciel zdjęcia: Euphoric Brothers

Recenzja Garten of Banban I-IV na Nintendo Switch

Za Garten of Banban odpowiedzialne jest dwóch braci Faris i Ghepo. Wspólnie tworzą studio Euphoric Brothers i… niewiele wiedzą o tworzeniu gier wideo? Takie opinie panują w internecie, bo samo Garten of Banban jest już doskonale znane graczom PC-towym. Na Nintendo Switch gry trafią 20 czerwca 2024 roku.

W grze wcielimy się w poszukującego dziecka rodzica. Udajemy się do przedszkola, a tam czekają na nas jego mroczne tajemnice. Mamy tu do czynienia z horrorowym symulatorem chodzenia, a każda kolejna część powinna być traktowana jak nowy epizod tej samej opowieści. Kolejne zaczynają się tam, gdzie kończy poprzednia, więc wszyscy chcący się zapoznać z tą szaloną historią muszą przebrnąć przez wszystkie przygotowane tu koszmary.
2024061517530000 s

Czym tym razem zaskoczymy? 


Grę obserwujemy z pierwszej osoby i idealnie wpisuje się ona w gatunek o niegdyś rosnącej popularności, “idź, daj się przestraszyć i ładnie krzyknij na streamie”. Mechanika jest prosta, a większość zagadek kręcić się będzie wokół odblokowywania kolejnych drzwi. Krok po kroku zanurzamy się coraz głębiej. I o ile normalnie pisalibyśmy o zanurzaniu się w szaleństwo napędzane grozą, Garten of Banban to poziom wariactwa pisany nieco na kolanie.

Fabuła jest napakowana oklepanymi motywami, które ewoluują z każdą kolejną częścią w coraz bardziej szalone wizje braci. Trudno nie odnieść wrażenia, że nie ma tu rozpisanej całej opowieści, którą zwyczajnie rozbiliśmy na epizody, tylko pisanie kolejnych epizodów wg własnego widzimisię. Kaprysu wręcz. Paradoksalnie w tym szaleństwie może być metoda, bo geneza tutejszych potworów, jak i samego przedszkola, zaczyna z każdą godziną ciekawić.
2024061518411800 s
Przez każdą godzinę mam na myśli kolejne części, bo mniej więcej na taką zabawę musimy tu liczyć. Z wyłączeniem bardzo krótkiej jedynki (kilkanaście minut robiące za wstęp - dostępna za darmo, a na NSW za 8 zł), to krótkie epizody do przebiegnięcia, obejrzenia i okazjonalnego główkowania. 
 

Latający towarzysz 


Zagadki niestety sprawiają wrażenie dość zamkniętych w ciasnych ramach i gatunkowych ograniczeniach. Mapy są małe, więc odpowiedź wychodzicie w swoim czasie. Twórcy niekoniecznie starają się nas faktycznie zatrzymać. Większość puzzli będzie oparta na spostrzegawczości i walce z dość leniwym sterowaniem. Raz, że postać mogłaby/powinna być szybsza, a dwa, że celownik pozbawiony jest płynności na kontrolerze. Nie będziemy tu jednak unicestwiać wszystkich potwornych gospodarzy, a korzystać z naszego wiernego drona.
2024061518432500 s
Logika jego działania została za drzwiami, a przenoszenie go jednym przyciskiem do obecnego pomieszczenia to standard. On sam jest równie toporny, co i cała reszta, więc jego nieudolne loty w kierunku pożądanego przycisku bywają męczące. Łamigłówki nabierają rozmachu, tak samo, jak i historia, ale trudno tu mówić o wielkim kunszcie twórców. Wielbiciele tego rodzaju gier mogą spokojnie Banbana sobie darować.
 

Dla kogo ta zabawa? 


Zastanawiam się jednak, dla kogo faktycznie jest ten Garten of Banban? Jak na horror jest tu bardzo mało strasznych akcentów. Twórcy postawili raczej na niepokój, ciemne przestrzenie (choć te bardziej irytują z pozycji gracza, niż straszą) i liczą na nasze połknięcie intrygi jak młody pelikan żabę. Postaci zdają się jednak idealnie trafiać w założony punkt. Stanowią balans między postacią wyrwaną z dziecięcej bajki i przerażającym tworem z pustką w oczach.  
2024061517312600 s
Ma to elementy “filmowości”, czasem nawet człowiek jest skłonny uwierzyć w skuteczność tego szaleństwa, ale zaraz program odwinie mu się kiepską mechaniką. Nie gra się w to zbyt przyjemnie, przedszkole lepiej wygląda na papierze, niż faktycznie to twórcy zrobili, a te kolorowe przestrzenie nudzą. Fajnie jak jest tam jakiś malunek, przeczytasz tekst, zaczniesz sobie dopisywać w głowie, że takie potworności faktycznie istnieją w naszych przedszkolach, ale to już nasz wkład w całość. Indywidualny odbiór gracza, a niekoniecznie samo GoB.

To faktycznie sprawia wrażenie, jakby tworzyli to ludzie bez pojęcia o robieniu gier. Często brakuje elementarnych dźwięków, co wybija z immersji, a innym razem zaskoczy Cię niewidzialna ściana, której wcześniej nie było. Wyobraź sobie, że przechodzisz przez drzwi, a potem uciekając w pośpiechu przed potworem, są one wciąż otwarte, jednak już nie dla Ciebie. Ty już musisz coś kliknąć, jak gra nakazała, a nie uciec, jakby Ci się wydawało, że wypada. To bardzo tanie sztuczki.
2024061517444400 s
I to Garten of Banban jest właśnie taką tanią ciekawostką. Nabiera kolorytu, tego jej nie odmówię, ale potrzeba jeszcze sporo części zanim faktycznie będzie dobrze. Na razie, wraz z IV na Switchu, jesteśmy na poziomie “wciąż technicznie uciążliwy potencjał na coś ciekawszego”. Tyle że tu nasza przygoda się kończy, a na PC już mają siódemkę, a ósemka w drodze. Taki model tu panuje - wydaj sobie kolejny epizod co kilka miesięcy. Jakość do przewidzenia? To ten rodzaj gry, który dla jednych będzie tak zły, że aż dobry, a dla pozostałych zatrzyma się na byciu kiepskim eksperymentem.

Dziękujemy za klucz do recenzji firmie Feardemic


Plusy:

Thumb Up

Nie da się ukryć, że nabiera to kolorytu wraz z każdą kolejną odsłoną - rozwija się mechanicznie i intryguje fabularnie

Thumb Up

Postaci stanowią udany balans między projektem dla dzieci, a istotami z pustką w oczach


Minusy:

Thumb Down

Do strachu tu daleko, a klimat potrafi cierpieć przez techniczne babole

Thumb Down

Ociężałość - tak naszej postaci, jak i drona

Thumb Down

Chciałoby się więcej różnorodności, bo nuda czai się za rogiem zdecydowanie za szybko

5.5 / 10

Nasza ocena

Awatar

Niko Włodek



Komentarze (0)

Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz