Dragon Ball Breakers

Właściciel zdjęcia: Dimps

Recenzja Dragon Ball: The Breakers na Nintendo Switch

Fenomen Dragon Balla zdaje się nie słabnąć. Manga z wczesnych lat 80’ zakorzeniła się w świadomości ludzi tak mocno, że ponad 30 lat później nadal jest łakomym kąskiem dla twórców. Niedawno na sale kinowe trafił Dragon Ball Super: Super Hero, a 14 października 2022 roku komputery PC oraz wszystkie konsole łącznie z Nintendo Switch dostały Dragon Ball: The Breakers. Projekt mocno odbiegający od tego, czego można się spodziewać po materiale źródłowym. Zazwyczaj dostawaliśmy bijatyki (jak FighterZ), niedawno było też RPG (Kakarot), a teraz postawiono na asymetryczną grę multiplayer.


Zabawa w pochowanego


Reprezentantem gatunku, który rozjaśni wszystko, jest Dead By Daylight. Gracze wewnątrz jednej partii mogą mieć drastycznie różne doświadczenie. Będąc członkiem zespołu, naszym zadaniem zazwyczaj jest ucieczka z danego obszaru. W tym celu musimy wykonać kilka czynności i zadbać o bezpieczeństwo swoje i pozostałych. Przeszkadzać nam w tym będzie inny, losowo wybrany gracz. Obdarowany znacznie większą siłą będzie gwarantował szybką śmierć przy bliskim kontakcie.

Łącząc się z rozgrywką, możemy sugerować jaka rola nas interesuje, ale szczęśliwiec będzie tylko jeden. Wspomniany hit ma już jednak swoje lata (na PC od czerwca 2016, a od 2019 dostępny również na Switchu). Wciąż pozostaje wzorem i trzyma się dobrze, a zrobił to pomimo wielu naśladowców. Łatwo zauważyć i wyczuć pewną zależność w tym gatunku – najlepiej mu w horrorowych szatach. Jak Dragon Ball odnajdzie się w tym środowisku?


Kame…

kreator
Gameplay nie niesie ze sobą wielkiej rewolucji. Zaczynamy od stworzenia naszej postaci w satysfakcjonującym kreatorze. Wszelkie udziwnione fryzury z anime jak najbardziej wskazane. Zaraz po nim dostaniemy samouczek, który nakreśli w dużej mierze bezużyteczne tło fabularne i nauczy podstaw. Osobiście polecam go sobie odpuścić, bo najczęściej raczył mnie banałami, trwał długo, a po wszystkim wcale nie czułem się mądrzejszy. Wprawa i sympatia przyjdzie z czasem. Naszym zadaniem jest szukanie kluczy, z pomocą których odblokujemy machinę czasu, która zabierze nas z tej niedoli. Na wszystkich wyznaczonych częściach mapy jest po jednym. Kiedy uporamy się z tą częścią, pozostaje wspomnianą machiną wystartować i sayonara, wygraliśmy.

W skrzyniach można też znaleźć pomocny ekwipunek. Czasami jest to radar wskazujący położenie klucza, a innym razem moc lub tytułowa smocza kula. Ta pierwsza pomoże nam zyskać super zdolności. Wprowadzi nas w tryb latania, a i pozwoli odeprzeć ewentualny atak Raidera (tego złego). Nie na tyle, żeby go samodzielnie pokonać, ale chociażby odwrócić uwagę i nie zginąć samemu. Smoczych kul jest zaś siedem, a zebranie ich nie jest łatwym zadaniem. Jeśli jednak nam się to uda i umieścimy je na ołtarzu, to tak jak manga nakazuje, pojawi się smok Shenron gotowy spełnić nasze życzenie. Prosić o szybszą ewakuację nie można, ale najwyższy stopień umiejętności gotowy pokonać antagonistę stoi przed nami otworem. Pozbycie go paska zdrowia to kolejny sposób na zwycięstwo. Trudniejszy, ale dla zgranej ekipy wykonalny.
cell
Raiderów na ten moment jest trzech – Cell, Frieza i Buu. Z racji, że mamy do czynienia z pierwszym sezonem należy oczekiwać kolejnych w przyszłości. Nie da się ukryć, że liczba nie powala, ale zanim się doczekacie takowym zagrać, to kilka rund z próbami przetrwania przed wami. System nalicza wasze prośby, żeby zwiększyć szansę na szczęśliwy traf, ale wciąż większe prawdopodobieństwo macie na chowanie się po kątach. W końcu jest siedmiu na jednego.

Jako wcielenie wszelkiego zła możecie wyeliminować przeciwników (trzeba to zrobić dwukrotnie, gdyż za pierwszym razem mogą zostać odratowani), albo pozbawić ich możliwości ucieczki niszcząc machinę. Każdy ze złoli ma swoje umiejętności, a najfajniej wypadają ich ewolucje. Zaczynamy pierwszą, najłagodniejszą formą, a wraz z rozwojem możemy doczekać finalnej wersji. Ta dysponuje przypisanymi do siebie atakami specjalnymi. W anime trwało to kilkadziesiąt odcinków, tu zaledwie kilkanaście minut. 


…Hame…


Przeniesienie Dragon Balla na nowy grunt trzeba uznać za całkiem udane. Oczywiście chodzi mi o implementacje wszystkiego w to asymetryczne środowisko. Wiadomo, że ton jest o wiele lżejszy od horrorowych odpowiedników. To pozwala na zabawę nieco młodszym, którzy niekoniecznie muszą się czuć komfortowo gonieni przez faceta z piłą łańcuchową. Mam tylko problem z za dużymi mapami. Przez ich rozległość za rzadko czułem tę niepewność, która towarzyszy takiemu Dead by Daylight praktycznie od samego początku. Wszystko zależy od wprawy prześladowcy, ale większość czasu biegałem dość swobodnie aż do finału, który skupia wszystkich przy jednej machinie. Inna sprawa, że ilość map też z nóg nikogo nie zwali, bo jest ich tyle samo co czarnych charakterów – trzy.
1
Switch nie ma większych problemów z udźwignięciem Breakersów. Widać doczytujące się tekstury przed startem rozgrywki, ale to żadna zbrodnia i nie spotkałem się z problemami podczas grania. Wszystko wczytywało się sprawnie, a wyglądało… godnie. Wiadomo, że nie jest to najwyższy szczyt graficznych możliwości, a tylko jak najwierniejsze odwzorowanie Dragon Ballowych standardów. Wspomniane mapy na pewno to ułatwiają, bo nie grzeszą szczegółami. Prawdę powiedziawszy, mnie nudziły.

HA!


Jakkolwiek by to nie była produkcja solidna/grywalna, to czarne chmury szybko się nad nią zbierają i ciężko na nią pozytywnie patrzeć. Nie ma możliwości, a tym bardziej sensu włączenia jej offline, więc jesteśmy skazani na chęci innych osób. Tu pojawia się największy problem - brak crossplaya. Tym bardziej można zapomnieć o cross-platformowym progresie.  To pierwszy krok (grzech!) do szybkiego wykończenia swojego multiplayerowego dziecka, a już na pewno utrudnienia mu egzystencji. Producent Ryosuke Hara jeszcze w styczniu powiedział, że nie ma takich planów i na ten moment nic nie wskazuje na zmianę tej decyzji. Grać mogą ze sobą jedynie posiadacze konsol z danej rodziny – PS4 z PS5 i XONE z XSX/S.

Jak się to ma w praktyce dla posiadacza Switcha? Dzień po premierze licznik matchmakingu sięgał powyżej 10 minut! Dzień. Po. Premierze. Wcale nie byłem złośliwy i nie próbowałem o chorych godzinach nocnych, a w dzień wolny po południu. Obawiam się, że jeśli nie wytworzy się wokół tej produkcji jakiś szum, albo nie przejdzie ona na model free-to-play, to wszystko będzie kroczyć w coraz gorszym kierunku.
czekanie na polaczenie
Często spotykam się z sytuacją, że moje lobby pustoszeje, zamiast rosnąć. Czas mija, a ja oddalam się od gry. Skakanie po poczekalni to raczej nie jest domyślny sposób na spędzenie czasu przed konsolą. Nawet nie wiem, czy brak respektowania poziomu doświadczenia gracza (debiutant może spotkać na placu boju wyjadacza) jest faktem, czy może efektem łączenia kogokolwiek z kimkolwiek.

Dziękujemy firmie Cenega za dostarczenie gry do recenzji.


Plusy:

Thumb Up

Zgrabna implementacja Dragon Balla w nowe środowisko

Thumb Up

Ewolucje Raiderów


Minusy:

Thumb Down

Na ten moment mała liczba map i postaci

Thumb Down

Zbyt obszerne, pozbawione poczucia niepewności mapy

Thumb Down

Brak crossplaya…

Thumb Down

… a co za tym idzie okrutnie długie oczekiwanie na rozgrywkę, czyli uniemożliwienie korzystania z produktu

5.5 / 10

Nasza ocena

Awatar

Niko Włodek



Komentarze (0)

Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz