Mała wioska otoczona lasem. Dla mieszkańców zasady przetrwania są proste - być cicho i pod żadnym pozorem nie wychodzić za bramę. Ktokolwiek przekracza ten próg, nigdy nie wraca do domu. Legenda głosi, że kryją się tam potwory. Trudno negować, jeśli tak jak główna bohaterka Lucy, po zmroku słyszymy głosy. Przerażeni dorośli jak mantrę powtarzają wszystkie zakazy. Dzieci mogą się tylko naiwnie dziwić, czemu nikt nie szuka zaginionych. Czy ktokolwiek wie coś więcej? Ktoś widział potwora na własne oczy? Po stracie bliskiej osoby Lucy postanawia przeprowadzić śledztwo.
Połączone siły Elf Games i Luna2 Studio wypuściły na świat mroczną przygodówkę point-and-click Children of Silentown. Premiera gry na Nintendo Switch miała miejsce 11 stycznia 2023 roku, a wcześniej wypuszczony na komputerach osobistych Prolog rozbudził oczekiwania graczy. Straszne? Ciekawe? Wyrwałem już sobie włosy z głowy przez zagadki? Wszystko postaram się zaraz nakreślić.
Burtonowskie naleciałości
Styl artystyczny skrojony pod taką historię, a grafika na tyle przyjazna dla oka, żeby to balansować. Oddam im to na starcie - trudno mi było przejść obojętnie obok tego tytułu. A to spory komplement. Czuć inspirację osobliwą twórczością Tima Burtona. Gęsta atmosfera małej wioski, na twarzach wymalowany blady strach, na ustach wszystkich straszne historie. Praktycznie każdy dialog kręci się wokół kolejnych zaginionych albo wspominkach o tych, którzy przepadli dawno temu. Można się poczuć przytłoczonym. Jedynym promykiem nadziei, jest prowadzona przez nas Lucy. Ona zadaje najwięcej pytań, przez co nie przysparza sobie zbyt wielu przyjaciół. Przez wszystkich trzymana na dystans, dla nas będzie powiewem normalności.
Nieco inne podejście
Progres jest tu dość nietypowy dla gatunku. Owszem, są momenty, kiedy należy połączyć i wykorzystać jakiś przedmiot - klasyka, ale nie jest on rdzeniem zabawy. Ten stanowią różnorakie puzzle. Motywem przewodnim jest śpiew głównej bohaterki. W momencie, gdy zbierzemy wszystkie “nuty”, dostajemy możliwość wykonania utworu na osobie lub przedmiocie, co otwiera nam zagadkę. Od przewlekania guzików, po budowanie ścieżki z kafelków (ok… głównie te dwie). Brzmią niewinnie, ale z czasem ich mechanika potrafi napsuć krwi. Niestety, nie był to rodzaj kombinowania, który mi szczególnie leżał. Stanowiąc największe wyzwanie/blokadę, wybijał na dłuższe chwile z ciągu opowieści. Szczególnie kręcenie kafelkami było frustrujące. Pokrętło rusza tylko jednym z dziewięciu, a każdy kolejny obracamy, łącząc go kołami zębatymi z tym ruchomym. Przy pierwszym zadaniu miałem już lekki zgrzyt przez marne przedstawienie zasad, a ten tylko narastał z czasem. Musiałeś odczepić koło, kręcić trzema pozostałymi, potem dorzuć łącznik i wykonać ruch czterema. Mechanika tak nieprzystępna, że liczyłem na łut szczęścia i szybki powrót do historyjki.
Wracając do wioski
Zgodnie z logiką starszyzny, pierwsze rozdziały spędzimy wyłącznie w dość małej wiosce. To może doskwierać, bo na kilka godzin gameplayu będziemy zamknięci dosłownie w paru lokacjach. Na pewno poznamy bardziej wszystkich mieszkańców, tutejsze zwyczaje, ale czułem, jakbym ugrzązł w jakimś prologu/tutorialu. Zamiast skupiać się na coraz bardziej wymyślnych zagadkach, kręciłem się w swoim małym (podyktowanym fabularnie) świecie. Historyjka pozostawia niedosyt. Podzielona na 5 rozdziałów, zanim zacznie rozwijać skrzydła, to już pakuje się do wyjścia. Z czasem traci na tym swoim horrorowo-depresyjnym klimacie. Opisywane wcześniej przytłoczenie zamieniło się w lekkie znużenie. Moje chore wychowane na Silent Hillu ja, najwyraźniej rozbudziło w sobie zbyt duże nadzieje, a twórcy chcieli bardziej magicznie, momentami dziecinnie. Bez spoilerów.
Technika wokalu
Gra działa sprawnie na całej szerokości. Nawet nie ma co rozwijać wątku. Nie napotkacie po drodze żadnych nieprzyjemności. Bardziej rozpieszczeni mogą narzekać na brak dubbingu w dialogach. Jak na grę, która opiera się o śpiew, to trzeba przyznać, że ścieżka dźwiękowa nie powala. Śmiało mógłbym grać z totalnym wyciszeniem, nie tracąc absolutnie nic. Z przyjemnością witałem intro i zakończenie, gdzie pojawia się narrator. Dorzucenie go przed każdym rozdziałem byłoby miłe. Nie po to, żeby nam przypomnieć, co się dzieje (gra nie jest tak długa i skomplikowana), a nieco ubarwić odbiór gracza. Drobni oszuści nie mogą też liczyć na żadną pomoc. W grze nie został wbudowany żaden system podpowiedzi, co dzisiaj wydaje się standardem w gatunku. Pomimo, że nie były niezbędne, to z uśmiechem na ustach przyjąłbym pominięcie tych kafelków po kilkunastu nieudanych próbach. Czy ja się nad nimi nie znęcam zbyt mocno?
Children of Silentown ma niezłe fundamenty, na których zbudowano dość prostą budowlę. Nie stoczy równej walki z mocniejszymi reprezentantami point-and-clicków (jak choćby Return to Monkey Island - sprawdźcie naszą recenzję tutaj), a tym bardziej z grami o nieco cięższym, depresyjnym tonie. Na obu tych polach pozostawia mieszane odczucia.
I to nie jest tak, że to kompletnie beznadziejny tytuł, z którego nikt nie będzie czerpał frajdy. Bohaterka jest w porządku, na starcie klimat i intryga też są na swoim miejscu. Wtórność łamigłówek sprawia, że im dalej w las, tym bardziej kończymy z poczucia obowiązku, niżeli z ciekawości.
Dziękujemy Daedalic Entertainment za dostarczenie gry do recenzji.
Dziękujemy Daedalic Entertainment za dostarczenie gry do recenzji.