Kickstarter nie wygląda na najlepsze miejsce do promowania gry lub zbierania funduszy na jej ukończenie. Czasem trafiają się perełki, a jedną z nich jest Chained Echoes.
Niemiłe początki w Valandis
Glenn — główny bohater, tytułu jest utalentowanym najemnikiem. Początek jego historii nie jest usłany różami, bo dostał plaskacza od matki, a po chwili pojawia się prolog tytułu. Chłopak to nie jedyna postać uwikłana w tradycyjną historię walki trzech frakcji o panowanie nad większością królestwa — Valandis. Można mieć aż 10 grywalnych postaci, choć w większości przypadków wystarczy połowa składu. Wielu z nich poznamy w trakcie przygody, ale mało kto odciśnie piętno w historii protagonisty. Paru pomocników jest opcjonalnych, więc nie trzeba ich rekrutować i mało kto pojawia się podczas przerywników. Za każdym razem kierujemy inną bandą, a fabuła jest pokazana z paru perspektyw.
Przedstawienie bohaterów jest szybkie, podobnie dzieje się z resztą historii. Po każdej wymianie odwiedzimy nowe lokacje, poznamy kolejnych przeciwników i motywację sterowanych przez gracza postaci. Właśnie wtedy poznajemy konflikt w Valandis. Wszystko dzieje się szybko i wielu przyjaciół nie ma swojego 5 minut w trakcie przygód, szkoda, że nie wprowadzono dodatkowych zadań, aby lepiej ich poznać.
Poradzą sobie?
Eksploracja i walka to połączenie nowych mechanik w rozgrywce z nieco starszą oprawą wizualną (z czasów SNES). Szybka podróż to podstawa, choć większość lokacji trzeba eksplorować. Chained Echoes informuje nawet o ilości skrzynek do otwarcia w danym miejscu. Tego typu ułatwienia nie zmieniają mocno klasycznego podejścia do tytułu.
Walka opiera się o system turowy, choć znalazło się miejsce na parę usprawnień. Każdą bitwę zaczynamy z pełnym zdrowiem i TP (punktami potrzebnymi do używania umiejętności). Potyczki są wtedy urozmaicone i można wykonywać wiele złożonych akcji, a nie używać zwykłych ataków, aby zatrzymać TP na później. To największa pułapka Chained Echoes, bo początkowe walki są trudne i trzeba się na nich skupić, inaczej ekran z Game Over będzie nieodłącznym elementem przygody.Autorzy sięgnęli po ciekawy system, Ovedrive nie pozwala ciągle używać najlepszych ataków każdego uczestnika potyczki. Pasek wypełnia się w trakcie walki i ma trzy poziomy (pomarańczowy, zielony i czerwony), każda akcja postaci go napełnia. Najważniejszy jest jego środkowy punkt (zielony).
Koszt umiejętności zostaje obniżony o połowę, a niektóre ataki specjalne są podświetlone. Używając rekomendowanych ataków, pasek nie przejdzie szybciej w czerwony punkt. Jeśli wejdzie w pomarańczowy poziom, bohaterzy będą otrzymywać więcej obrażeń, więc trzeba uważać i odpowiednio wykorzystać każdą kolejkę walki.
Początkowo Ovedrive wygląda na powiew świeżości w balansie HP i TP, ale z biegiem czasu traci znaczenie. Pasek nadal trzeba mieć na uwadze, ale zaczyna być wtedy denerwujący i nie rozszerza znaczenia każdej potyczki. Więcej walk powinno go wykorzystywać, bo tylko garstka z niego korzysta i czasem zdarzy się, że ciężej wejść w zielone lub się tam utrzymać. Gdyby znaczna część potyczek z tego korzystała, byłoby lepiej.Rozwój postaci to kolejny element połączony z Ovedrive, choć opiera się on dodatkowo na przedmiotach (Grimoire Shards) wypadających z bossów. Zdobyte przedmioty można wykorzystać do zwiększenia statystyk postaci, odblokowania atutów (pasywnych) i umiejętności. Przez to dopiero przed końcem gry rozwiniemy większość postaci. Nie można też cofnąć wyborów, ale szybko staje się oczywiste, w co należy inwestować Grimoire Shards.
Ciekawym patentem jest Tablica nagród. Jesteśmy nagradzani za odnalezienie skarbów, pokonanie założonej liczby przeciwników i wykonywanie zadań pobocznych. Najlepiej jest łączyć osiągnięcia, nagroda będzie wtedy lepsza, ta mechanika nie narzuca graczowi, jak ma grać i daje dużo swobody.
16 - bitów krzyczy z ekranu
Chained Echoes nie wygląda, jak większość JRPG z czasów SNESa. Modele postaci są dobrze wykonane, choć to nadal 2D i widać, że lokacje zostały pieczołowicie zaprojektowane. Problemem są przerywniki wprowadzające dialogi, postaci stoją w ten sam sposób, a ich kwestie są wyświetlane w formie dymków i pokazują się tylko dla mówiącego bohatera.
Czy warto zagrać w Chained Echoes na Nintendo Switch?
Chained Echoes to kolejny 16-bitowy JRPG, świetnie wstrzelający się w swój gatunek. Powinniście sięgnąć po tytuł, jeśli jesteście miłośnikami gatunku. Poza klasyką jest tutaj wiele usprawnień.
Dziękujemy PR Hound za udostępnienie gry do recenzji
Plusy:
Wciągające walki
Świetna oprawa audio-wideo
Intrygująca historia
Zbroje z początku gry (Sky Armor)
Minusy:
Niektóre mechaniki nie mają większego wpływu na rozgrywkę